Zaczęłam iść w kierunku mojego
pokoju, a Itachi po chwili mnie dogonił.
- Gdzie mogłabym skombinować jakiś
czysty ręcznik i akcesoria do kąpieli?
- Wszystkie te rzeczy znajdziesz w
składziku. Tylko musisz zapamiętać co jest twoje by się nie pomylić.
- Dzięki.
Weszłam do składziku i zatrzymałam
się zszokowana. Pomieszczenie to miało długość naszego pokoju i szerokość o
połowę mniejszą. Dodatkowo były tutaj dwie lampki na suficie oświetlające ten
cały chlew. Nie wiem jak oni tu cokolwiek znajdują. Widziałam wiertarki,
śrubokręty, śrubki, słoiki, czyste kartki, koło chyba od roweru, proszki do
prania, szampony, mydła w kostce i w płynie, ręczniki, obrusy, firanki, stare
doniczki, chyba jeszcze całe, kilka puszek z farbami, deski drewniane, kawałki
jakiś metali, miotły ze trzy, odkurzacz, jaśki, poszewki na kołdrę i poduszki,
stare pudełka i wiele, wiele więcej szpargałów. Nie były poukładane i wszystkie
walały się na podłodze, tak, że szafki były puste. Dotarłam jakimś cudem na sam
koniec gdzie, znalazłam truskawkowy płyn do mycia ciała, melonowy szampon do
włosów i duży niebieski ręcznik. Poszłam z tym wszystkim do łazienki, która tam
jak prosiłam była wolna. Zamknęłam się od środka. Sprawdziłam czy na pewno
nikogo nie ma i zaczęłam napuszczać ciepłej wody do dużej wanny. Wlałam trochę
płynu do kąpieli który znalazłam na wannie, aby było trochę piany, rozebrałam
się i zanurzyłam w ciepłej wodzie. Och…. Tego było mi trzeba. Jeszcze nigdy aż
tak bardzo nie brakowało mi kąpieli. Zanurzyłam głowę tak by było widać mi
tylko twarz i zamknęłam oczy. Płyn pachniał odprężająco i słodko, nie umiem
nawet określić jaki to był zapach. Szybko pozbyłam się wszystkich myśli i
zaczęłam powolnymi ruchami myć całe swoje ciało podnosząc się do pozycji
siedzącej. Umyłam dokładnie głowę i znowu się położyłam. Było mi tak dobrze.
Nagle to wszystko się urwało gdy ktoś zaczął pukać do drzwi. Zniecierpliwiona
krzyknęłam.
- O co chodzi!
- Ty się tam czasem nie utopiłaś?
Półtorej godziny już Ciebie nie ma i zdążyła się uformować kolejka do kibla.
- Mówiłam, abyście załatwili się
po śniadaniu.
- Tak, ale nikt z nas nie myślał,
że naprawdę zamierzasz siedzieć tyle w łazience. Dobrze, że przynajmniej Konan
korzysta z drugiej łazienki.
- Jakiej drugiej?
- Pain ma własną łazienkę z której
korzysta tylko on i ona.
- To nie możecie tam skorzystać.
- Chyba Cię Bóg opuścił. Wejść do
groty lwa, aby skorzystać z kibla, zwłaszcza, że trzeba by było przejść przez
jego biuro i pokój prywatny, którego nikt oprócz tamtej dwójki nie widział.
- Ech… zaraz wychodzę dajcie mi
pięć minut.
Kto by pomyślał, że może tak
szybko zlecieć czas na głupiej czynności jaką jest kąpiel. Chociaż cofam to co
powiedziałam. Kąpiel nigdy nie jest głupia. Wyjęłam korek i włączyłam prysznic,
aby spłukać resztki piany z włosów. Wyszłam z wody i szybko się wytarłam.
Założyłam czyste, ale te same rzeczy i wyszłam z łazienki ku uciesze reszty.
Wbiegli tam jakby nie wiadomo co się stało. Udałam się do swojego pokoju i
położyłam na chwilę relaksując się. Po chwili wszedł Itachi.
- Śpisz?
- Nie, odpoczywam, która jest
godzina?
- Trzynasta. Przez ten cały czas
byłaś w łazience?
- Tak, kąpiel relaksuje. Spróbuj
kiedyś położyć się w ciepłej wodzie, rozluźnić i nie myśleć o niczym ważnym, a o
pierdułach, np. że piana szybko znika.
- Przez półtorej godziny myślałaś
tylko o znikającej pianie?
- Nie… Coś się działo jak mnie nie
było?
- Nie. Wszyscy oglądali telewizję,
bo dzisiaj nie mamy żadnych misji tak na wszelki wypadek jeśli planowałabyś ucieczkę.
-Planuję, planuję, ale jeszcze nie
teraz, a jakim cudem odbiera tutaj telewizja?
- Nie odbiera. Jeśli coś oglądamy
to są to filmy nagrane na płyty.
- A skąd macie tutaj prąd?
- Na początku z baterii, potem był
akumulator, a ostatnio jak Sasori był po tamtej stronie to nauczył się budować coś,
dzięki czemu mamy prąd. Nie pytaj o szczegóły.
- Masz pomysł co można zrobić na
obiad?
- Nie.
- To nie dobrze, nie lubię sama
wymyślać… O Kur….
- Co się stało?
- Zapomniałam, że jest pusta
lodówka po gotowaniu Hidana, będzie ktoś musiał skoczyć do sklepu.
-No to masz problem. Idź z listą
do Kakuzu on to komuś przekaże lub sam kupi. O ile zamierza kupić to co
napiszesz.
- Zakupy będzie robił tu czy na
Ziemi?
- Raczej tutaj, ale w większości w
sklepach mamy te same rzeczy.
- Dobra. Dasz jakąś kartkę i
długopis?
Itachi wyjął z biurka te dwa przedmioty i
zaczęłam pisać listę, zaczynając od rzeczy koniecznych typu chleb, wędlina,
masło, ser, warzywa, kończąc na majonezie, ketchupie, musztardzie, nutelli i
dżemach. Miedzy czasie napisałam też mąkę, cukier i składniki na dzisiejszy
obiad. Podałam składniki na dwa różne dania, takie które przygotowuje się w
piętnaście minut i takie które się robi godzinę, w zależności od tego o której
wróci, to będę robiła. Poszłam do pokoju Kakuzu i zapukałam grzecznie.
- Wejść!
- Cześć.
Weszłam do jego pokoju i Zetsu. Zastałam
ich obu siedzących na swoich łóżkach.
- Kakuzu chodzi o zakupy.
- Przecież była pełna lodówka.
- Oto chodzi. Była. Hidan zużył
wszystko co tam było na nie dającą się zjeść potrawę po której przez tydzień
siedzielibyście w kiblu. Musiałam to wyrzucić i zrobić śniadanie z resztek
jakie pozostały pochowane po szafkach.
Kakuzu westchnął i wziął do ręki
moją listę. Zaczął czytać wszystko po kolei i coraz bardziej był zły.
- Nie za dużo tego wszystkiego? To
będzie kosztowało jakieś dwie stówy.
- Nie moja wina. Muszę mieć z czego
gotować i najlepiej by było, aby te rzeczy zostały kupione przed obiadem, bo
nie mam co na talerz wam nałożyć. Pomyśl też inaczej. Niektóre rzeczy będę
trochę stały i trochę czasu minie zanim się skończą.
Kakuzu nic nie powiedział. Wstał
tylko i patrzył mi w oczy, zrobiłam maślane oczy, a on westchnął i się zgodził.
Podziękowałam, cmoknęłam go w policzek i wyszłam z pokoju. Zadowolona wróciłam
do pokoju i stwierdziłam, że jest tu całkiem nudno. Nie miałam już co więcej
robić. Na Ziemi jak się nudziłam to czytałam książki. Może znajdzie się tu coś
ciekawego?
- Itachi?
- Co?
- Macie tu jakąś bibliotekę, albo
co?
- Mamy, a co?
- Nudzę się i chciałabym coś poczytać
dopóki nie mam co robić. Czytać mogę wszystko. Może być to książka przygodowa,
bądź fantastyczna. Kucharska, abym znalazła pomysły na gotowanie w najbliższych
dniach. O technikach i pieczęciach, abym szybciej sobie wszystko przypomniała,
albo o historii tego świata, abym co nieco więcej poznała go. Tak jak powiedziałam
czytać mogę wszystko.
- Trzeba pogadać z Liderem, bo
biblioteka jest piętro wyżej.
- Dobra, już do niego idę, choć
poczekasz na korytarzu, aby nie tracić czasu i pójść na górę jak tylko się
zgodzi.
- Jesteś strasznie pewna tego, że
się zgodzi.
- A tak jakoś.
Uśmiechnęłam się do niego krótko i poszliśmy pod gabinet
Lidera. Uchiha tam został, a ja zapukałam i za pozwoleniem weszłam do środka.
- O co chodzi?
- Chciałam się zapytać czy
mogłabym pójść na górę do biblioteki, chciałabym poczytać trochę książek, o
gotowaniu i technikach walki.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo mogłabyś uciec.
- Uchicha ze mną pójdzie.
- Raz go pokonałaś, myślisz, że
drugi nie dasz rady?
- On jest silny, więc walcząc
narobilibyśmy hałasu, zanim bym go pokonała to cała organizacja zdążyła by
przybiec.
- W sumie masz rację. Możecie iść.
Zawołaj Uchihę bym zobaczył, że nie idziesz sama.
Otworzyłam drzwi i zawołałam
Itachiego. Wszedł, kiwnął delikatnie z szacunkiem głową i czekał na jego słowa.
W tym samym czasie Konan weszła do biura
i uśmiechnęła się do mnie miło.
- Dobrze możecie iść.
Kiwnęliśmy głową w podzięce i
wyszliśmy z pokoju. Na odchodnym usłyszałam tylko jak Konan do mnie mówi
rozbawionym głosem.
- Fajny masz napis.
- Dzięki.
Uśmiechnęłam się szeroko i zanim
Lider zdążył dowiedzieć się szczegółów odeszliśmy już daleko. Zamknęłam na
chwilę oczy i włączyłam ByakuSharingan. Nastawiłam się na tamten pokój i
usłyszałam jak Konan mówi mu o moim napisie „Szef jest tylko jeden. I jestem
nim ja.”Słyszałam też Lidera który się wkurzył, bo przeczytał tylko pierwsze
zdanie i udobruchany puścił mnie na górę. Słyszałam jeszcze tylko jak mówił, że
za karę będę teraz gotować codziennie dla tej całej hałastry, na co poinformowana
Konan tylko pokiwała głową próbując się nie śmiać. Parsknęłam śmiechem na co
Itachi dziwnie na mnie spojrzał. Powtórzyłam mu co usłyszałam i znowu
zobaczyłam jego uśmiech tym razem z parsknięciem podobnym do mojego. Tak jakby
ta „kara” mnie przerażała. Dotarliśmy labiryntem korytarzy do drzwi od
biblioteki i gdy tylko tam weszliśmy to stanęłam oniemiała. Gdzie nie spojrzeć
stały książki. Regały były dwumetrowej wysokości i ciągnęły się chyba kilometr.
Książki były poukładane alfabetycznie, ale nie kategoriami. Zafascynowana i
szczęśliwa stworzyłam pięćdziesiąt klonów i każdy miał aktywowane
ByakuSharingan, więc po spojrzeniu na kartkę już wiedział co na niej pisze.
Takim sposobem zaczęłam przeglądać wszystkie książki. Na każdego klona
przypadały dwie szafki z książkami. Dzieliłam książki na kategorie. Te które
mogą być ciekawe i odprężające zapisywałam autora i tytuł, aby potem je wziąć.
Znalazłam też książkę z technikami, między innymi techniką kopiowania
przedmiotów. Wszystkie stałe, twarde przedmioty, takie jak stół czy kartka
mogłam bez obaw kopiować, ale jeśli chciałabym skopiować poduszkę to wyszła by
twarda. Od tamtej strony wszystkie nowe przepisy jakie znalazłam kopiowałam, a
techniki albo rozpoznawałam i umiałam je robić, albo ich nie znałam, więc
kopiowałam. Z resztą te co znałam też kopiowałam. W ciągu godziny przejrzałam
wszystkie książki. Najbardziej liczyła się teraz dla mnie umiejętność
kopiowania twardych przedmiotów i przenoszenia przedmiotów siłą woli. Mogłam
sprawić, że zaczęły lewitować nie wykorzystując dużej ilości siły. Odwołałam
wszystkie klony i trzymając w powietrzu skopiowane kartki ruszyłam w kierunku
pokoju, a Itachi za mną. Weszłam na chwilę do schowka i wyciągnęłam stamtąd dwa
duże, naprawdę duże segregatory. Zostawiłam to wszystko na biurku, bo wyczułam,
że Kakuzu już wrócił i dezaktywowałam moje oczy. Poszłam do kuchni i zastałam
tam dziesięć dużych toreb z zakupami. Westchnęłam i używając mojej najnowszej
techniki przenosiłam i układałam wszystko na pułkach. Była już czternasta
trzydzieści. Zdecydowałam się na szybki obiad. Tym razem nie tworzyłam już
klonów, a robiłam wszystko podnosząc przedmioty nową techniką. Zużywało to
mniej energii i bardziej widziałam co się dzieje. W jednym garnku zrobiłam sos,
w drugim ugotowałam makaron, a na patelni usmażyłam mięso z cebulą i
przyprawami. Połączyłam sos z mięsem i zaczęłam wynosić wszystko na stół. Nie
nakładałam im na talerze, bo nie wiedziałam kto ile zje. Nakryłam jedynie stół
talerzami i sztućcami, nalałam do szklanek soki i położyłam na środku miski
dwie z makaronem i dwie z sosem. Wyszłam na korytarz i wrzasnęłam, że jest obiad. Wchodząc każdy dawał mi karteczkę
z tym co lubi i wszyscy zaczęliśmy jeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz