Menu

Zawieszam

Zawieszam!
Natłok obowiązków powoduje, że mam mało czasu.
Aby znaleźć czas na pisanie trzeba znaleźć motywację.
Z kolei ona pojawia się dopiero, gdy dostanę dowód, że ktoś czyta - komentarz.
Jedynie, gdy jakieś przybędą, to pojawią się kolejne rozdziały.
Tak więc to od was zależy, kiedy coś nowego napiszę.
Ps: Zgubiłam listę osób zainteresowanych nowymi rozdziałami. Dlatego jeśli ktoś chce być na bieżąco informowany o nowościach to proszę o komentarz pod ostatnim rozdziałem, wraz ze wskazaniem miejsca, gdzie mam się odzywać. ;)

środa, 11 września 2013

Rozdział 27



Wszyscy w wesołych nastrojach zaczęli się rozchodzić do pokoi.
- Tylko pamiętajcie, że od jutra koniec laby. Z powrotem zaczynają się misje. Musimy sporo nadrobić, przez ten czas, gdy nikt nie wychodził.
- Jak dobrze, że nie wolno mi wychodzić, bo jeszcze by mnie na misje wysłano.
Powiedziałam trochę złośliwie, ale wszyscy byli na tyle rozluźnieni, że zareagowali tylko śmiechem, po wcześniejszych wzdychaniach i jękach. Pain pogroził mi palcem, ale w oczach iskierki zadowolenia mu skakały. Wszyscy byli przeszczęśliwi, a co za tym idzie moje zadanie zostało wykonane i mogę znowu zacząć myśleć nad ucieczką.
Ech… to będzie trudne zajęcie. Zanim to zrobię będę musiała się wzmocnić na tyle, aby być w stanie ich wszystkich pokonać, ale nie zabić. Przydały by mi się jeszcze jakieś treningi, a tak naprawdę to jakieś kolejne książki z technikami. Mimo pozorów strasznie małą mają tą bibliotekę.
Jakie mam inne wyjście? Znaleźć sobie sojuszników, a co za tym idzie muszę porozmawiać z każdym z osobna, aby zobaczyć na ile jest za mną, a na ile przeciwko mnie. Chciałabym osiągnąć takie porozumienie, aby w najlepszym wypadku pomogli mi uciec i walczyli by razem ze mną, a w najgorszym, aby nie chcieli mnie zabić i walczyli tylko tak, aby mnie unieszkodliwić. To teoretycznie powinno być łatwiejsze, a przynajmniej bardziej dostępne. Tak naprawdę to powinnam jak najbardziej szkolić się i jednocześnie zyskiwać sojuszników. Wątpię, abym była w stanie aż tak się wzmocnić, aby opuścić ten lokal przed końcem miesiąca, ale mogłabym przynajmniej spróbować.
Moja mama pewnie już się denerwuje. Ewentualnie trochę rodzina, ale nikt więcej. Mimo to, wolałabym aby się nie martwili. Chciałabym wrócić na ziemię, chociaż na chwilkę, tak, aby powiedzieć im, że wszystko gra i wymyślić jakąś historyjkę o tym, że się przeprowadzam do innego kraju.
Ech… co bym nie postanowiła to mam wielki problem. Nie powinnam się teraz tym zadręczać, bo nic mi z tego nie przyjdzie. Powinnam pogadać sobie z kimś. Hm… tylko kim najpierw? Ewentualnie można uznać, że lubi mnie Deidara, Sasori, Itachi, Konan, trochę Pein, chyba Kakuzu. Zetsu i Kisame są pod znakiem zapytania, a Hidana niezbyt lubię, więc na siłę nic robić nie będę. Wkurza mnie on, jego zachowanie i to, że myśli, że jest centrum wszystkiego.
No dobra, koniec tego wyliczania, skaczę od tematu do tematu i nic z tego nie wynika, idę odwiedzić Kisame i Zetsu. Do rybci pójdę najpierw, bo jest sam w pokoju i przynajmniej mam pewność, że nie będę musiała kogoś wyganiać, albo rozmawiać przy kimś.
Poszłam w kierunku jego pokoju. Przeszłam przez salon, w którym o dziwo jeszcze nikogo nie było i grzecznie zapukałam.
- Wchodź śmiało.
Wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do środka. Całkiem nieźle zdążył się urządzić. Niebieskie ściany ni to jasne ni to ciemne. Wszędzie jakieś dekoracje związane ze zwierzętami wodnymi. Lekki bałagan z ciuchami. Ogromna szafa. Tak w sumie to jego pokój był jakieś dwa jak nie trzy razy większy od innych pokoi, a na dodatek mieszkał on sam. Jeszcze tylko brakowało łazienki i byłby to najlepszy pokój ze wszystkich, a tak nieskromnie muszę przyznać, że najlepszy jest nasz.
- O Ituka, co tutaj robisz?
- Ja? Nudzę się i tak zaczęłam się zastanawiać, czy nie potrafisz jakoś zająć mi czasu.
- A dlaczego przyszłaś do mnie?
- A dlaczego nie? Ty najszybciej znikasz na wszelkiego rodzaju misję, więc jak na razie z tobą miałam najmniejszy kontakt.
- A co ja takiego mogę ci zaoferować, abyś się nie nudziła?
- A bo ja wiem? Może po prostu rozmowę. Poopowiadasz mi trochę o członkach tej zwariowanej organizacji.
- Mało wiem o innych.
- Ale może wiesz coś, czego ja nie wiem.
- Wątpię. Jak dotąd myślałem, że z tego całego towarzystwa tylko nieliczni mają poczucie humoru, a tu się okazuje, że każdy z nich potrafi rozmawiać i śmiać się. Najbardziej chyba zmieniłaś Sasoriego. U Deidary delikatnie podejście do niektórych spraw. Zmieniłaś trochę Lidera, że stał się bardziej otwarty i mniej krzyczący. Itachi powoli się otwiera i kto wie, może kiedyś będzie najbardziej rozgadany z całej naszej organizacji? Co teraz przyszłaś zmienić mnie?
- A mam co zmieniać? Posiadasz jakieś złe cechy któryś chciałbyś się pozbyć?
Kisame się zamyślił, zaskoczony, ale wiedziałam, że i tak nic by nie wymyślił. Usiadłam na jego łóżku, założyłam nogę na nogę. Oparłam rękę na kolanie, a dłoń na brodzie. Przybrałam minę jaką mają wszyscy psychologowie i odezwałam się najbardziej poważnym tonem na jaki było mnie stać.
- Czy chcesz może o tym porozmawiać?
Kisame popatrzył na mnie i dopiero po chwili zorientował się, że się nabijam i zaczął się śmiać. Szybko się odprężyłam i położyłam na plecach patrząc na jego sufit.
- A tak na poważnie, jesteś w stanie mi coś poopowiadać o niektórych osobach. Jakieś ich wpadki, śmieszne sytuacje i takie tam.
- Hm… kiedyś Tobi zamienił proszek do prania z solą, potem Deidara gotował posiłek i nie zauważył tego, nawet sobie nie wyobrażasz jaką minę miał Lider, on był wtedy mocno zamyślony i po prostu zaczął jeść. Dopiero po kilku łyżkach się obudził, zaczął pluć, krzyczeć i wydzierać się na Deirdare. On stwierdził, że robił wszystko według przepisu, poszedł do kuchni to udowodnić i odkrył proszek zamiast soli. Zadyma była na całego. Dopiero po kilku dniach Tobi został odnaleziony, ale nikt nawet nie miał już siły go sprać. Albo innego razu Itachi jak był lekko chory poślizgnął się na schodach. Zjechał na sam dół. Wstał wściekły z jakiejś dziwnej pozycji, odwrócił się i zamiast wejść po schodach na górę walnął twarzą w ścianę. Wszyscy się z niego nabijali, ale nikt nie mógł przesadzać, bo nie koniecznie dobrze się to kończyło. Lider też kiedyś miał wpadkę. Jak wiesz ustanowił, aby częścią naszego przebrania były paznokcie pomalowane na fioletowo, ten pomysł co prawda powstał od Konan, ale to co innego. Na co dzień staramy się normalnie malować paznokcie, bo jutsu łatwiej odpryskuje. Któregoś dnia Lider był wściekły i kazał Hidanowi pomalować mu paznokcie. Tamten się zestresował i pomylił lakiery. Zamiast fioletowego, Pain miał rażący różowy. O swoim kolorze dowiedział się dopiero rano, bo był tak wściekły, że nikt nie odważył mu się powiedzieć. Albo wtedy gdy…
Leżałam wyobrażając sobie różne scenki, które Kisame mi opowiadał. Niektóre były naprawdę śmieszne, więc raz na jakiś czas pojawiały się w pokoju nagłe wybuchy śmiechu. Opowiedział mi chyba ze dwadzieścia różnych anegdotek, gdy z westchnieniem stwierdziłam, że powinnam już iść zrobić obiad. Trochę posmutniał, bo dawno nie miał tak dobrego słuchacza, no nie licząc Itachiego, który mało mówi, więc rybcia mogła sobie pozwolić na monologi.
Potrząsnęłam głową próbując o tym zapomnieć i udałam się w kierunku kuchni. W pomieszczeniu znajdował się Zetsu. Chciał wyjść, więc go zatrzymałam.
- Poczekaj Zetsu, pomożesz mi?
- Myślałem, że nie potrzebujesz pomocy.
- W wymyśleniu dania.
- Ja jestem w tym kiepski.
- Ale na pewno masz własne zachcianki i pomysły, o których nikt nie wie. Kto mógłby się spodziewać, że tak lubisz warzywa, kiedy słyszałam pogłoski, że jesteś ludożercą. A tak właściwie, są prawdziwe?
- Pogłoski?
- Tak.
- Tak jakby.
- Jak to?
- Kiedyś byłem ludożercą. Przez to kim się stałem musiałem żywić się ludzkim mięsem, aby przetrwać. Odkąd zostaliśmy obudzeni przez Kabuto, zmieniło się to. Mogę odżywiać się normalnie, co jest dla mnie wielkim plusem. Przez kilka lat byłem wegetarianinem i w ogóle nie jadłem mięsa, ale zacząłem, bo była to jedyna rzecz, którą większość potrafiła przygotować, tak aby była jadalna.
- To co byś zjadł?
- Nie wiem. Cokolwiek.
- Daj jakiś przykład.
- Ech… zapiekankę warzywną.
- Się robi. Zostaniesz ze mną?
Popatrzył na mnie trochę niepewny, dlaczego to proponuję. Przez całą godzinę, gdy gotowałam rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Był zdziwiony, że w ogóle chcę z nim rozmawiać. Większość organizacji omijała go wielkim łukiem, bo nie do końca wiedzieli, czy już nie je mięsa, oraz uważali go za lekko szalonego z rozdwojoną jaźnią, a prawda była taka, że teraz czarna i biała połowa myślała tak samo, więc często mówili na zmianę, ale zawsze o tym samym i nigdy się nie sprzeczali.
Posiłek jak zwykle wszystkim smakował. Większość jednak straciła humor, bo od razu po obiedzie Lider wywiesił listę, kto z kim na misję idzie. Spojrzałam na nią tylko raz, aby się zorientować ile osób zostaje. Jutro tylko Itachi, Konan i Pain. Kisame jest przydzielony do Deidary i Sasori, bo coś tam coś. Zachwyceni nie byli, ale też im to nie przeszkadzało.
Udałam się do pokoju. Itachi był przede mną i czytał jakąś książkę. Widząc, że nie zamierza przestać, aby porozmawiać, też wzięłam sobie jakąś lekturę, położyłam się na łóżku i czytałam.
Dwie godziny później zaczęłam się lekko irytować, bo od co najmniej dwudziestu minut Itachi patrzył na mnie, a ja całkowicie nie wiedziałam o co chodzi.
- No co?
- Hm?
- Czemu się na mnie patrzysz?
- Nie, nic.
Znowu powrócił do czytania, nawet nie próbując mi tego wyjaśnić. Westchnęłam i też zabrałam się za przerwaną czynność.
Czytałam aż do nocy z przerwą na zrobienie i zjedzenia kolacji. Koło dziesiątej poszłam się wykąpać i spać. Jeśli jutro znowu Itachi będzie taki rozmowny, to zanudzę się na śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz