Kolejne
dwa dni dość szybko mi minęły. Dzień po uczeniu Itachiego gotować prawie nikogo
nie było w organizacji, jednak w dalszym ciągu nie miałam pomysłu na ucieczkę,
więc postanowiłam po prostu zająć czymś czas. Zrobiłam kolejną plandekę z mieszaniną,
drewnianych i glinianych figurek, pożyczając farby od Sasoriego. Wieczorem, gdy
wrócił z misji przyszedł do mnie obejrzeć moje dzieło. W pierwszym momencie się
zaczerwienił, ale chwilę później śmiał się. Po chwili dołączył Itachi i Kisame,
a reakcję mieli bardzo podobną do Sasoriego. Deidara akurat też wrócił z misji
i przyszedł zobaczyć co to za dźwięk. Najpierw stanął osłupiały w wejściu jak
ujrzał śmiejącego się Itachiego i Sasoriego. Na wpół poważnie, na wpół się
śmiejąc stwierdziłam, że wyśmiewają moją pracę. Podszedł i znieruchomiał. Na
planszy byli pokazani wszyscy członkowie Akatsuki, nie wyłączając mnie, w momencie
jak graliśmy w rozbieranego. Chłopcy w pierwszej chwili oceniali siebie, a
potem naśmiewali się z każdego po kolei. Może by się tak nie śmiali, gdyby
zostało to zrobione sztucznie, ale miałam tyle czasu, że postarałam się, aby
odzwierciedlić ich miny w jednym z momentów. Po śmiechach, chichach, wszyscy
poszli spać. Kolejnego dnia okazało się, że Sasori został, a Deidara poszedł na
misję, więc wykorzystałam go, aby pouczył mnie zielarstwa i tajnik trucizn. W
normalnych warunkach przyswojenie wszystkiego zajęło by mi miesiące, jak nie
lata. Teraz? Kiedy miałam przez wszystkie dary tak wyostrzone zmysły, że
zapamiętywałam wszystkie szczegóły z każdego momentu? Ze wszystkiego co
przeczytałam lub usłyszałam. Tak, teraz jest łatwiej. Gdybym posiadała tą
umiejętność wcześniej, to nie musiałabym tak zakuwać w szkole, ale przynajmniej
teraz się mi to przydaje. Późnym wieczorem, chociaż dla niektórych była to już
noc, podziękowałam Sasoriemu i udałam się do pokoju. Następnego dnia, czyli
dzisiaj, zostałam obudzona skoro świt. Do pokoju wpadł Tobi, a za nim wściekły
Hidan.
-
TOBI! Ty po*** dziecko, ty ***, ***, *** przez ciebie tamten dzieciak zwiał!
Musiałem biec za nim przez jakieś szuwary, moja kosa została zgubiona, a
dzieciak odnalazł się dopiero nad ranem. Gdyby nie Kakuzu to moja kosa w ogóle
by się nie znalazła. Czy ty choć raz nie możesz pomyśleć, zanim coś zrobisz!
Darł
się nade mną Hidan, bo Tobi podniósł mnie do pozycji siedzącej i skulił się za
moimi plecami. Miał szczęście, że jeszcze Itachiego nie było, bo miał wrócić
dopiero koło wieczora.
-
Ale tym razem to nie jest wina Tobiego.
-
JAK TO, TO NIE JEST TWOJA WINA! Przecież kto inny jak nie ty mógł przeciąć te
liny!
-
Ale to nie Tobi!
Potrząsnęłam
głową próbując się ogarnąć w sytuacji, ale nie było mi to dane.
-Hidan
przestań wymachiwać mi nad łóżkiem tym swoim zardzewiałym, brudnym kawałkiem
złomu.
Powiedziałam,
gdy po raz kolejny ze złości zaczął machać mi kosą przed twarzą. Na chwilę
znieruchomiał, Tobi za mną uspokoił się, jakby przestało mu grozić niebezpieczeństwo
i jednocześnie wciągnął powietrze, jakby jednak się czegoś obawiał, czego
kompletnie nie rozumiałam i prawdopodobnie była to wina godziny. Hidan powoli,
jak robot zaczął przesuwać twarz, aż skupił swój wzrok na mnie i powiedział
praktycznie piskliwym głosem.
-
Słucham?
-
Słyszałeś. Jest jeszcze wcześnie. Która jest godzina, tak właściwie?
-
Prawie trzecia, panienko Ituko.
-
Dziękuję Tobi. Jest godzina trzecia. O tej godzinie ja śpię. Mówiłam głośno i
wyraźnie, że nie należy mnie budzić o tak karygodnej porze. A ty nie dość, że mnie
obudziłeś, wparowałeś do mojego pokoju cały ubłocony, brudny, zmieniając moją
podłogę w jeden wielki chlew, to na dodatek wrzeszczysz i machasz swoją kosą
przed moim nosem, że zaczynam się zastanawiać, czy zaraz mnie nie trafisz i
jeszcze zachowujesz się jakbyś miał pełne prawo to robić.
-
Nazwałaś moją kosą zardzewiałym, brudnym złomem!
-
Gdy lata ci coś upaćkanego w błocie przed twarzą i wiesz, że to coś przypadkiem
może odciąć ci głowę, to nie patrzysz na to co to jest, tylko się tego
pozbywasz. Ciesz się, że nie ma tu Itachiego, bo twoja kosa już byłaby w kilku
kawałkach.
-
Ale, ty obraziłaś, moją kosę!
-
I co z tego? Ty ubrudziłeś mój cały pokój!
-
Ale to jest moja kosa!
-
Ale to jest mój pokój i mogę w nim robić co mi się żywnie podoba!
-
Obraziłaś ją!
-
I co?
-
Jak to co?
-
No i co z tego, że ją obraziłam? Mam ją niby przepraszać?
-
Tak.
-
Do reszty ci odwaliło.
-
Masz przeprosić moją kosę.
-
Masz posprzątać mój pokój.
-
Niby z jakiej racji mam go sprzątać!
-
Wiesz ile zajmuje utrzymanie porządku? Nie, nie wiesz, bo masz wieczny bajzel w
pokoju. Masz sprzątnąć całe bagno jakie wniosłeś do tego pomieszczenia.
-
Niby czym?
-
Brakuje ci rzeczy, mogę ci pożyczyć jakąś szmatę, jak nie to znajdź inny
sposób, choćbyś miał to zlizywać, ale do południa ten chlew ma zniknąć stąd!
-
A jak nie to co?
-
Dopóki tego nie sprzątniesz to nie otrzymasz żadnego posiłku z moich rąk.
-
Nie dasz rady zrobić tak, abym nic nie zjadł.
-
No to się przekonamy.
-
Tak.
Wyszedł,
trzaskając drzwiami obrażony na cały świat. Tobi za mną zrobił w końcu wydech.
Nastawiłam uszu, aby się upewnić, że nikogo nie ma w pobliżu i odezwałam się do
Tobiego.
-
To jak Madara, jak było naprawdę, chyba, że wolisz abym używała innego imienia?
-
Może być i to. Idiota zostawił swoją kosę koło sznurka, przyleciał jakiś ptak,
usiadł i przewrócił ją prosto na linę. Dzieciak spadł na ziemię i uciekł. Potem
musiał za nim gonić, bo się zakręciłem, aby mnie w to nie wciągnął. Jak
próbowałem mu powiedzieć, że to jego wina, a nie moja, to zaczynał wrzeszczeć
jeszcze bardziej. Przybiegłem tutaj, bo wiedziałem, że jesteś jedynym członkiem
który nie wywali mnie od razu za drzwi. Nie sądziłem, że dasz radę mnie
osłonić, ani tym bardziej, że podłożysz się pod kosę. Przepraszam, za
przenośnię. Chodziło mi o to, że nie sądziłem, że obrazisz jego kosę.
-
Co wy macie z tą kosą? To jest zwykły przedmiot.
-
To jest jedyna rzecz którą Hidan stawia wyżej niż siebie, obraziłaś coś co on
kocha.
-
A on za to wyczyści mi pokój.
-
Załatwiłaś to po mistrzowsku, ale nie licz, że tak szybko ci odpuści. Większość
organizacji cię lubi, więc to wykorzystaj. Zwłaszcza, że do wieczora wszyscy
mają już wrócić.
Pokiwałam
tylko głową, a Madara niemal rozpłynął się w powietrzu. Próbowałam dalej pójść
spać, ale z westchnieniem odkryłam, że nie jestem już w stanie zasnąć.
Stworzyłam sobie pod nogami dysk powietrza, aby unosić się ponad tą breją i
przefrunęłam do łazienki. Dużo czasu poświęciłam na kąpiel, zrobiłam sobie mini
SPA odprężające, z użyciem technik i przedmiotów ze schowka. Oczywiście
przydałby się jakiś facet do masażów, ale z braku osób musiał mi wystarczyć mój
klon. Odprężona, ale ospała poszłam do kuchni przygotować śniadanie. Ustawiłam
wszystko na stole i widziałam jak schodzą się zaspane osoby, które wróciły w
nocy. Jak na razie była tylko połowa ludzi, ale to i tak było więcej osób niż w
poprzednich dniach. Hidan pewny siebie usiadł na swoim miejscu, ale rzuciłam
jutsu na półmiski i odsuwały się za każdym razem, gdy próbował po nie sięgnąć. Na
początku tylko zrzedła mu mina, ale gdy miski latały w powietrzu, a każdy inny
mógł z nich sięgnąć to zaczął się wkurzać. Cała reszta patrzyła na niego
zdziwiona i mocno zszokowana. Spojrzeli na mnie niepewni czy mam coś z tym
wspólnego. Wewnątrz rozbawiona, ale też mocno zirytowana wzruszyłam ramionami i
odezwałam się spokojnym głosem nie odrywając wzroku od naleśników, które
smarowałam dżemem.
-
No co? Wkurzył mnie. Mówiłam mu, że jeśli nie zrobi tego co powinien to nie
dostanie z moich rąk żadnego posiłku. Chyba mi nie uwierzył.
Kątem
oka spojrzałam na nich, gdy brałam porcję do ust. Jak dotąd każdy z nich był
pewien, że sobie żartuje i nigdy bym nie odmówiła im jedzenia. A teraz, gdy
zorientowali się, że to nie były czcze pogróżki, to zrobili się lekko nieswoi.
Aby poprawić nastrój rozkręciłam rozmowę i reszta posiłku minęła w miłej
atmosferze pomimo warczącego i skaczącego Hidana. Próbował on wszystkiego co
przyszło mu do głowy łącznie z zabraniem czegoś z cudzego talerza, ale mu nie
wychodziło. Wściekły wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami tak mocno, że
wypadły z zawiasów i Pain krzyczał za nim, aby poprawił. Mamrocząc pod nosem
poprawił i wyszedł tupiąc. Lider nawet nie miał siły reagować, zwłaszcza, że od
kiedy wyjaśnili sobie wszystko z Konan stał się bardziej spokojny i rzadziej
podnosił głos.
Wróciłam
do pokoju i przeniosłam się na dysku powietrza na łóżko. Po chwili usłyszałam
walenie do drzwi i Hidan wszedł do środka.
-
Tak?
-
Dlaczego nie dałaś mi zjeść?
-
Mówiłam, że nie będę karmić tych którzy mi podpadną, gotuję tylko dlatego, że
lubię, inaczej żaden z was nie dostawał by posiłków.
-
Kiedy mi coś dasz?
-
Jak posprzątasz to co nabałaganiłeś.
-
Nie jestem pokojówką, abym miał sprzątać twój pokój!
-
Nie jesteś. Chodzi tylko, abyś naprawił co zepsułeś.
Zły,
wściekły, mamrotał pod nosem, ale zgodził się, podałam mu ścierkę, wiadro z
wodą i zabrał się za sprzątanie. Wyszłam z pokoju, aby porozmawiać sobie z
innymi w salonie. Między czasie reszta zaczynała wracać z misji. Wszyscy byli
głodni, więc z westchnieniem udałam się do kuchni. Ugotowałam obiad, rozłożyłam
na stole i wyjątkowo przeszłam się, aby ich o tym poinformować. W drodze
powrotnej, drzwi od mojego pokoju otworzyły się szeroko. Wkurzony Hidan wyszedł
i zaczął niemal krzyczeć.
-
KUŹWA! Nie zamierzam u ciebie więcej sprzątać! Dlaczego taki ***, ***, *** Tobi
tutaj w ogóle jest! Przerwał mi! Gdyby nie on to byłoby już sprzątnięte!
Domagam się obiadu!
-
Ale jest bałagan.
-
ALE CO Z TEGO!
-
Umowa była taka, że dostaniesz, jak posprzątasz co narozrabiałeś, a tego nie
zrobiłeś, dlatego obiadu nie dostaniesz.
-
Mam gdzieś twoje słowa, masz mi dać żarcie i już!
-
Bo?
-
Tak ci przywalę, że przez następny miesiąc się nie pozbierasz.
-
Nie boję się ciebie. Jakbyś mnie szukał to będę na stołówce spożywać ciepły
posiłek.
Odwróciłam
się na pięcie i odeszłam do kuchni. Naszą wymianę zdań, widziało kilka osób,
ale rozważnie nie próbowało się wtrącać. Wszyscy udaliśmy się do stołówki i
zaczęliśmy jeść. Hidan naburmuszony siedział i raz na jakiś czas próbował po
coś sięgnąć. Ci którzy nie byli na śniadaniu przyglądali się temu dziwnie, a
reszta patrzyła rozbawiona. Brakowało tylko Itachiego, a byłby komplet. Kisame
powiedział, że musiał coś jeszcze załatwić, po dostaniu informacji poprosiłam go, aby dał Hidanowi
porcję którą mu przygotowałam wcześniej, aby nie przymierał głodem. Łaskawie
też pozwoliłam, aby mógł się napić. W środku posiłku jednak nie wytrzymał.
-
Mam tego dość! Było nam o wiele lepiej, gdy ciebie nie było! Żałuję, że cię
odnaleźli! Powinniśmy cię zabić, jak tylko doszliśmy do wniosku, że nie oddamy
cię jemu! Ale nie. Mnie nikt nigdy nie słucha, a teraz są same problemy!
-
Przestań wrzeszczeć i przeszkadzać innym w posiłku, to, że mi podpadłeś nie
znaczy, że masz innym psuć humor.
-
Nie psułbym humoru, gdybyś dała mi jeść!
-
Gdybyś nie wparował do mojego pokoju o trzeciej nad ranem pokrywając go błotem,
to nie byłoby problemu!
Powiedziałam
już podnosząc głos i wstając z krzesła. Reszta zamarła przy posiłkach niepewna
co się wydarzy. Zaczęłam udawać się w kierunku drzwi, kiedy Hidan zagrodził mi
przejście, odruchowo odskoczyłam do tyłu, jak tylko wyjął swoją kosę.
-
Nie będziesz wychodziła, gdy do ciebie mówię! Nauczyłabyś się trochę szacunku
dziewczyno! To że owinęłaś sobie całą organizację wokół palca, nie oznacza, że
mną też możesz rządzić!
-
Ja nie chcę rządzić, ja próbuję się utrzymać, aby nie zostać waszą gosposią!
Jeśli byłabym na każde skinienie paluszka, to już dawno byłabym cieniem
człowiek!
-
Ale właśnie po to się tu znalazłaś! Miałaś nam gotować, a się obijasz!
-
Nie obijam się, jakbyś chciał wiedzieć to ugotowałam obiad, który wszystkim
smakuje, ty go nie dostałeś z własnego widzi misie!
-
MOJEGO WIDZI MISIE? MOJEGO WIDZI MISIE! TY ZARAZ UJRZYSZ MISIE!
-
Wystarczyło nie wbiegać do mojego pokoju, albo posprzątać po sobie!
-
Nie będę u ciebie sprzątać, dlaczego niby mam to zrobić, skoro ty nie
przeprosiłaś mojej kosy!
-
Dlaczego kosa ma niby więcej praw niż ja!
-
Bo jest od ciebie ważniejsza! Jest przydatna. Nie siedzi ciągle w jednym
miejscu i się nie leni!
-
Mówisz tak tylko dlatego, że masz zły dzień, wyżywasz się na mnie, bo Tobi
gdzieś zwiał!
-
Broniłaś go, kiedy zawinił!
-
Nie zawinił! Dobrze wiesz, że to ta twoja „cudowna” kosa przecięła linę!
-
Nikt tego nie udowodni, a moja kosa, by tego nie zrobiła!
-
Ona nie myśli, a udowodnić mogę ja, lub Pain! Wystarczy, że wpuścisz go do
głowy, albo Tobi to zrobi i wszystko się wyjaśni!
-
Przestań się rządzić, nie jesteś nikim więcej jak zwykłym bachorem, który
znalazł się tu przez przypadek!
-
Ten bachor, mógłby cię pokonać jednym palcem!
-
Tak? Może jeszcze powiesz, że potrafiłabyś pokonać nas wszystkich.
-
Spokojnie. Poradziłabym sobie bez problemu.
-
To co tutaj jeszcze robisz? Dlaczego tutaj siedzisz? Nie należysz tutaj i
dobrze o tym wiesz, a jednak ciągle tu jesteś. Dlaczego? Na to pytanie mogę
odpowiedzieć. Jesteś tutaj, bo chcesz tu być, znając życie to tak się
przechwalasz, a po prostu nie chcesz wracać do życia tam. Ha! Jeszcze chwilę
tak tutaj postoimy i się okaże, że nie umiesz nas pokonać. Może i masz
zapożyczone sztuczki, ale nie masz doświadczenia, nie posiadasz instynktów. W
momencie, gdybyś z nami walczyła, ktoś by zginął, a ty byś sobie nie poradziła.
Boisz się tego i boisz się nas. Po za tym, raz już cię pokonałem.
-
Nic o mnie nie wiesz.
-
Wiem wystarczająco dużo. Jesteś zwykłą pozerką. Nic nie potrafisz. Jesteś
beztalenciem. Już nawet zwykły wieśniak potrafi więcej niż ty, bo przynajmniej
wie, kiedy ma schylić głowę, by przeżyć, a ty nie. Gdyby nie Lider to już
byłabyś martwa.
-
To, że dostałeś wtedy zabawkę i ją nadużyłeś mówiło o twoim poziomie
inteligencji.
-
O moją inteligencję się nie martw. Martw się o to, że jesteś nikim. Zwykłym
beztalenciem, próbującym się wtopić. Jesteś zerem i na zawsze pozostaniesz.
-
Nie chce mi się już z tobą kłócić, Mam tego dość. Idę do pokoju, poczekam aż
znajdzie się ktoś inteligentny, na takich jak ty nie będę już marnować czasu.
Odwróciłam
się na pięcie i wróciłam do pokoju.
-
Idź! Potrafisz tylko odwrócić kota ogonem, gdy ktoś ma rację. Do błędu nigdy
byś się nie przyznała. A gdybyś potrafiła to dawno już byś uciekła, a
przynajmniej zaczęła rozwijać się na tyle, aby to zrobić.
Przemilczałam
jego słowa, nie zatrzymując się na chwilę. To mnie bolało. Byłam jednocześnie
wściekła i głęboko zraniona. Zanim weszłam do pokoju weszłam do schowka, aby
wyciągnąć parę rzeczy. Otworzyłam drzwi od pokoju i zobaczyłam Tobiego
wynoszącego wiadro.
-
Co ty tu robisz Tobi?
Powiedziałam
cichym głosem, próbując nad nim panować, aby się nie łamał.
-
Skończyłem sprzątanie twojego pokoju, żebyś miała czysto. Jestem ci wdzięczny
za okazaną mi pomoc.
-
Nie ma sprawy.
-
Coś się stało?
-
Nie, wszystko gra, możesz już iść.
-
A co trzymasz w ręku?
-
Pomysł na dodatek do pokoju.
O
nic już nie pytał tylko wyszedł. Zmieniłam
worek z jakimiś szmatami w worek
treningowy, przyczepiłam go do sufitu i zaczęłam uderzać w niego wyładowując
całą swoją frustrację i złość. Po chwili łzy zaczęły płynąć po moich
policzkach, a dłonie uszkodziłam sobie na tyle, że leciała z nich krew. Gdy
pozbyłam się w końcu złości, to z przyniesionych desek zrobiłam ławkę –
bujawkę. Położyłam złożoną kołdrę na desce, na której miałam usiąść, a całość
na wytrzymałych linach przyczepiłam do sufitu. Powiesiłam to tyłem do drzwi, a
przodem do okna. Zmęczona i ciągle zapłakana usiadłam na ławce z podwiniętymi
pod brodę kolanami i wykonałam jutsu, abym się delikatnie bujała.
-
Ituka?
Odwróciłam
się zanim pomyślałam i zobaczyłam Itachiego stojącego w drzwiach i patrzącego
na mnie z dużym zdziwieniem.
-
Idź sobie.
Powiedziałam
cicho, rękawem wycierając wszystkie łzy z twarzy. On jednak nie posłuchał i
podszedł do mnie.
-
Co się stało?
-
Nic się nie stało, nie ważne.
Odezwałam
się wywołując kolejny wodospad łez.
-
Myślę, że jednak coś.
Stwierdził
kiwając poważnie głową i usiadł koło mnie.
-
Możesz mi powiedzieć.
-
Nie mogę.
-
Dlaczego nie?
-
Bo nie chcę abyś się złościł.
-
Dlaczego miałbym się na ciebie złościć?
-
Czy ja mówiłam o mnie?
-
Chcesz mi powiedzieć, że ktoś z organizacji doprowadził cię do łez, a ty dalej
go bronisz?
-
No dalej, wyrzuć mi jaka to jestem głupia i beznadziejna. Bezmyślna, leniwa i
naiwna.
-
Wcale taka nie jesteś.
-
Nie? To niby jak inaczej to nazwać. On miał rację. Gdybym nie zachowywała się
jak dziecko to już dawno mogłabym stąd uciec. Gdybym była twarda to nawet dnia
bym tutaj nie spędziła. Już dawno powinnam coś zrobić, a zamiast tego siedzę w
miejscu i się obijam.
-
Wcale nie zachowujesz się jak dziecko. Owszem powinnaś coś zrobić, ale dopiero
jak będziesz gotowa. Tylko dziecko porwałoby się z motyką na słońce.
-
No tak, ale powinnam mieć chociaż jakiś plan, jakieś postępy czynić.
-
Robisz postępy i to ogromne. Twoja siła rośnie.
-
Jaka siła? To co umiem to jest tylko i wyłącznie dzięki mojemu ojcu który
sprawił mi prezent, gdyby nie on to nie potrafiłabym chociażby wykonać klon
jutsu. Jestem beztalenciem, nie ma choćby jednej rzeczy w której byłabym dobra,
bo osiągnęłam to sama. Jestem jednym wielkim zerem.
-
Ci…, przestań już płakać.
Powiedział
spokojnie przysuwając się bliżej mnie. Uniósł dłonią moją twarz, a kciukiem
starł łzy.
-
Nie płacz, nie warto. A teraz mnie posłuchaj. Jesteś bardzo utalentowaną
kobietą. Nie próbuj zaprzeczać. To, że nie posiadasz fizycznych umiejętności
nie znaczy od razu, że jesteś zerem. Spójrz chociażby na to, że cudnie lepisz i
rzeźbisz.
-
To jest tylko kopia umiejętności Deidary i Sasoriego, gdyby nie moje dary, to
nie nauczyłabym się tego.
-
Możliwe, chociaż szybciej uwierzyłbym w to, że zajęłoby ci to po prostu więcej
czasu i jakby na to nie patrzeć, oni tylko nauczyli cię tworzyć. Też jesteś
artystką, bo potrafiłaś wpaść na pomysł połączenia tego i to w taki sposób, aby
innym się podobało.
-
No tak, ale…
-
Żadnych ale, pomyśl też o twoich kuchennych rewolucjach, może i gotujesz część
z przepisów, ale twoje dania są przepyszne i tu nie możesz powiedzieć, że
potrafisz gotować bo dali ci to w prezencie.
-
No tak, ale…
-
Żadnych ale, najważniejszą z twoich zalet jest to, że jesteś taka ugodowa. Nie
dajesz sobą pomiatać, nie niszcząc przy okazji innych. Troszczysz się o każdego
i dbasz nawet kiedy nie powinnaś tego robić. Jesteś miła. Twoje serce bije
dobrocią, jesteś jedyną kobietą w swoim rodzaju i nie jestem nawet w stanie
opisać wszystkich zalet jakie łączą się z tym, że jesteś dla nas światełkiem w
tunelu. Jesteś dla nas ważna. Zmieniasz nas i to pozytywnie. Poruszasz w nas
coś o czym zapomnieliśmy, swoją dobrocią i prostotą dotykasz, tego co
najcenniejsze, naszego serca, które służyło tylko jako pompa do krwi,
okrucieństwa i potoku smutku. Dzięki tobie ożywiamy się i mimo wszystko myślę,
że robimy się coraz milsi. Zmieniasz nas i to pozytywnie. Nikt nie zmaże tego
co uczyniliśmy, ale ty sprawiasz, że zaczynamy wierzyć, że mimo to możemy być
inni. Gdybyś z nami nie została, to nasze życie nijak by się nie zmieniło. Może
bylibyśmy bardziej zawzięci i źli, ale nic pozytywnego. Zastanów się nad tym i
nie przejmuj się słowami jakiegoś kretyna, bo nie warto.
Zamknęłam
na chwilę oczy, zastanawiając się nad jego słowami. Bardzo mnie poruszył i
sprawił, że zwątpiłam jednak w słowa Hidana, a uwierzyłam w jego. Uśmiechnął
się do mnie radośnie co poruszyło moje serce. Wyszedł, a ja dalej się bujałam
myśląc nad tym wszystkim.
Dodatek – z perspektywy
Itachiego.
Jednocześnie
opanowało mnie wiele uczuć. W pierwszej kolejności nie mogłem uwierzyć, że jej
to powiedziałam, nie myślałem, że otworzę się tak szybko, aby powiedzieć to co
myślę, zwłaszcza, że dopiero jak powiedziałem to zorientowałem się, że mówię
prawdę i naprawdę tak myślę. Ogarnął mnie smutek, gdy zobaczyłem jej zalaną
łzami twarz, to miałem wrażenie jakby moje serce się ścisnęło i miało problem z
biciem. Bolało mnie to, że miała tak fatalny humor. Dodatkowo byłem wściekły.
Naprawdę nie wiem który debil mógł powiedzieć jej takie coś. Na pewno Deidara i
Sasori zabiliby każdego, który by próbował ją obrazić, Konan jest niemal jej
przyjaciółką, więc też odpada. Tobi ją lubi, a ona go akceptuje, po za tym jego
słowa nie mają mocy, aby ją dotknąć. Wątpię, aby był to Kisame, bo zazwyczaj
jest bezkonfliktowy, Kakuzu niemal ją ubóstwia, odkąd znalazła sposób na
kopiowanie pieniędzy. Kto został? Hidan, Zetsu i Pain. Cała trójka jest
porywcza i potrafiłaby obrazić jeśli zostali by sprowokowani, lub mieli zły
nastrój. Chociaż myślę, że to nie mógł być Pain. W końcu mówiła, że ten ktoś
wypominał jej, że dawno już mogła uciec, a Lider czegoś takiego by nie gadał,
jeśli by tego nie chciał. A gdyby chciał to by ją wypuścił i nie byłoby
problemu. Został Hidan i Zetsu i obydwoje nie mają powodu. Nic nie wiem też o
ich stosunku co do niej.
No
trudno, pewnie zaraz się dowiem. Otworzyłem drzwi i wszedłem do kuchni. Wszyscy
dalej siedzieli na swoich miejscach i ze złością patrzyli na Hidana, który jako
jedyny jadł. Coś mi nie pasowało.
-
Dlaczego tylko Hidan je?
- Bo
my już zjedliśmy.
- On
wygląda jakby dopiero zaczynał, spóźnił się? Przecież miał być na miejscu już
wczoraj.
-
Ituka zostawiła mu porcję to wcina.
- W
dalszym ciągu nie rozumiem.
-
Pokłócił się z Ituką i rzuciła jakieś jutsu, aby nie miał dostępu do jedzenia,
wkurzył się na nią i zaczęli na siebie wrzeszczeć.
- To
on ją obraził!
- Tak.
Kisame
znów mi odpowiedział, a ja niewiele myśląc przeskoczyłem stół i wbiłem Hidana w
ścianę. Zacząłem go tłuc, póki się nie zmęczyłem. Obudziłem Sharingana i
chciałem wciągnąć go w jedno z moich jutsu, kiedy poczułem czyjąś rękę na
ramieniu. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Itukę przyglądającą mi się smutno.
- Nie
warto. Jeszcze nie wymyśliłam receptury na lek, abyś nie stracił wzroku. Możesz
tej techniki użyć tylko dwadzieścia razy i oślepniesz. Po co marnować ją teraz?
Uspokój się i puść go w końcu. Właśnie dlatego nie chciałam mówić kto.
Szepnęła,
że ledwie ją słyszałem i jej klon zniknął. Ciągle zły odsunąłem się od Hidana i
udałem się do salonu, aby usiąść na jednej z kanap i chwilę pomyśleć. Ledwo
doszedłem, a dosiadł się do mnie Sasori, Deidara i Kisame.
- Co
jest stary? Czemu tak go napadłeś?
-
Obraził Itukę, a wy przy tym byliście i nic nie zrobiliście!
- Bo
świetnie sobie poradziła, załatwiła to tak, że on wyszedł na jedno wielkie zero.
Po za tym to jest Ituka, jutro nawet nie będzie pamiętać, że się z nim
pokłóciła, a nawet jeśli dalej będzie zła to nie da mu jedzenia i wszyscy będą
zadowoleni.
- Nikt
nie będzie zadowolony. Ona nie będzie zadowolona.
- Co
ty gadasz? Na pewno już teraz jej przeszło, widziałeś ją, że zachowywała się
normalnie.
- To
był tylko klon, a myślisz, że jak powinna się zachowywać? W końcu jest Ituką
jak już kilka razy powtórzyłeś, a to, że płakała i łzy sączyły by się z jej
oczu jeszcze długo, to nic.
- Ona
płakała?
- Tak
ciołku.
- Ale
to jest niemożliwie…
- Niby
dlaczego? Co? Może jeszcze mi powiesz, że ona nie potrafi płakać, że nie
posiada uczuć. Myliłem się, ona nikogo nie zmieniła.
- Hej
stary, nie denerwuj się od razu. Po prostu jest tak pewna siebie, że taka
czynność jak płacz, nawet nam przez myśl nie przeszła. Powinniśmy ją jakoś pocieszyć.
- Już
próbowałem. Nie wiem na ile mi się udało. Ale nie rozumiem, czemu ona go kryła!
- I po
co zostawiła mu jedzenie. Nie dała mu nic na śniadanie, ani obiad, ale zostawiła
talerz, abym mu dał, że niby to ja nałożyłem, a nie ona.
- Ona
jest bardziej skomplikowana niż myślałem.
-
Wiecie gdzie jest Ituka?
Odezwał
się Hidan wchodząc do pokoju. Stanąłem na równe nogi od razu, a reszta nie
wiedziała, czy ma mnie powstrzymać, czy się dołączyć przy ewentualnej bójce.
-
Czego ty jeszcze od niej chcesz!
- Nie
wydzieraj tak się, nie muszę ci mówić, mam sprawę do niej i tylko do niej.
- W
takim razie nie wpuszczę cię do niej.
-
Stary uspokój się, jasne? To jest spór między nią, a mną, a ty nie musisz się w
to wpierniczać. A tak przy okazji, Sasori masz czas?
- Po
co?
- Aby
mnie opatrzyć, Itachi ma naprawdę twarde pięści.
-
Miałbyś o wiele więcej poobijane, gdyby Ituka nie przyszła, aby mnie zatrzymać.
- Nie
do ciebie teraz mówiłem, tylko do Sasoriego.
Popatrzyłem
na niego zły i spojrzałem kątem oka na Sasoriego, który wyglądał, jakby też
chciał mu przywalić.
- Nie
pomogę cię.
- A
niby dlaczego? Jesteś jedynym naszym medykiem, no nie licząc Kakuzo. Mam iść do
Lidera, aby kazał ci to zrobić?
- Nie
zgodzi się, a teraz cierp ciało, jak żeś chciało.
-
Łaski bez, na pewno jeszcze ktoś z organizacji umie załatać kilka zadrapań.
-
Tylko Ituka.
Odparł
złośliwym tonem Sasori.
- Jej
o to nie poproszę.
- O! A
to niby dlaczego? Bo uważasz ją za totalne zero?
- Poskarżyła
ci się.
- Nie.
Próbowałem z niej cokolwiek wycisnąć, zacytowała kilka twoich epitetów, ale nie
podała twojego imienia, bym nie zrobił ci krzywdy.
- Nie
udało jej się. Gdzie ona jest?
- Po
co chcesz się z nią widzieć?
Spytałem
zza zaciśniętych zębów będąc całkowicie złym. Hidan otworzył usta, aby coś
odpowiedzieć. Zamknął je. Westchnął i całkowicie poważnym i skruszonym głosem
odezwał się.
- Chcę
ją przeprosić.
Cała
złość ze mnie wyparowała. Patrzyłem na niego ze zdziwieniem, nie mogąc w to
uwierzyć. Potrząsnąłem głową i odezwałem się niepewnie.
-
Chcesz ją przeprosić?
- Tak,
gdzie jest?
- W
swoim pokoju.
Poszedłem
za nim, aby wszystko usłyszeć. Zapukał i wszedł do pokoju. Od progu zaczął ją
dość nieskładnie, ale też pośpiesznie przepraszać. Powiedziała, że już dawno mu
przebaczyła, bo to nie zawiść w sercu trzeba trzymać. Był zdumiony jej słowami
i znieruchomiał. Kazała mu ściągnąć bluzkę, a on niepewnie to zrobił.
Przyłożyła rękę do skaleczeń i usunęła mu wszystkie zadrapania. Patrzyłem na to
z dozą niedowierzenia i … zazdrości? Nie wiem czemu, ale nie podobało mi się,
że dotyka innego faceta, nawet, a może zwłaszcza, że był to Hidan. Podziękował
jej speszony i szybko wyszedł z pokoju. Wszedłem do pomieszczenia niepewny
kiedy pokiwała ręką abym to zrobił. Zamknąłem za sobą drzwi i po prostu na nią
patrzyłem.
-
Dziękuję.
Powiedziała
słodkim i ciepłym głosem z rozpieszczającym serce uśmiechem.
- Za
co?
- Za
słowa otuchy, za to, że znowu w siebie uwierzyłam. Powinnam coś zrobić, ale na
razie nie potrafię, więc nie powinnam się zamartwiać tym, że nic nie mogę
zrobić, bo nic z tego nie wyjdzie.
Pokiwałem
głową niepewny czy dobrze ją zrozumiałem. Zaśmiała się cicho kręcąc głową.
Podeszła do mnie i przytuliła się do mnie. Nie przyzwyczajony do takich sytuacji,
niezręcznie próbowałem przyciągnąć ją do siebie. Z uśmiechem podniosła głowę,
cmoknęła mnie w policzek, jeszcze raz szepnęła, tym razem wprost do ucha, że
dziękuję i poszła do łazienki, a ja stałem jeszcze kilka minut w miejscu zanim
się otrząsnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz