Menu

Zawieszam

Zawieszam!
Natłok obowiązków powoduje, że mam mało czasu.
Aby znaleźć czas na pisanie trzeba znaleźć motywację.
Z kolei ona pojawia się dopiero, gdy dostanę dowód, że ktoś czyta - komentarz.
Jedynie, gdy jakieś przybędą, to pojawią się kolejne rozdziały.
Tak więc to od was zależy, kiedy coś nowego napiszę.
Ps: Zgubiłam listę osób zainteresowanych nowymi rozdziałami. Dlatego jeśli ktoś chce być na bieżąco informowany o nowościach to proszę o komentarz pod ostatnim rozdziałem, wraz ze wskazaniem miejsca, gdzie mam się odzywać. ;)

środa, 11 września 2013

Rozdział 29



Kolejne dwa dni dość szybko mi minęły. Dzień po uczeniu Itachiego gotować prawie nikogo nie było w organizacji, jednak w dalszym ciągu nie miałam pomysłu na ucieczkę, więc postanowiłam po prostu zająć czymś czas. Zrobiłam kolejną plandekę z mieszaniną, drewnianych i glinianych figurek, pożyczając farby od Sasoriego. Wieczorem, gdy wrócił z misji przyszedł do mnie obejrzeć moje dzieło. W pierwszym momencie się zaczerwienił, ale chwilę później śmiał się. Po chwili dołączył Itachi i Kisame, a reakcję mieli bardzo podobną do Sasoriego. Deidara akurat też wrócił z misji i przyszedł zobaczyć co to za dźwięk. Najpierw stanął osłupiały w wejściu jak ujrzał śmiejącego się Itachiego i Sasoriego. Na wpół poważnie, na wpół się śmiejąc stwierdziłam, że wyśmiewają moją pracę. Podszedł i znieruchomiał. Na planszy byli pokazani wszyscy członkowie Akatsuki, nie wyłączając mnie, w momencie jak graliśmy w rozbieranego. Chłopcy w pierwszej chwili oceniali siebie, a potem naśmiewali się z każdego po kolei. Może by się tak nie śmiali, gdyby zostało to zrobione sztucznie, ale miałam tyle czasu, że postarałam się, aby odzwierciedlić ich miny w jednym z momentów. Po śmiechach, chichach, wszyscy poszli spać. Kolejnego dnia okazało się, że Sasori został, a Deidara poszedł na misję, więc wykorzystałam go, aby pouczył mnie zielarstwa i tajnik trucizn. W normalnych warunkach przyswojenie wszystkiego zajęło by mi miesiące, jak nie lata. Teraz? Kiedy miałam przez wszystkie dary tak wyostrzone zmysły, że zapamiętywałam wszystkie szczegóły z każdego momentu? Ze wszystkiego co przeczytałam lub usłyszałam. Tak, teraz jest łatwiej. Gdybym posiadała tą umiejętność wcześniej, to nie musiałabym tak zakuwać w szkole, ale przynajmniej teraz się mi to przydaje. Późnym wieczorem, chociaż dla niektórych była to już noc, podziękowałam Sasoriemu i udałam się do pokoju. Następnego dnia, czyli dzisiaj, zostałam obudzona skoro świt. Do pokoju wpadł Tobi, a za nim wściekły Hidan.
- TOBI! Ty po*** dziecko, ty ***, ***, *** przez ciebie tamten dzieciak zwiał! Musiałem biec za nim przez jakieś szuwary, moja kosa została zgubiona, a dzieciak odnalazł się dopiero nad ranem. Gdyby nie Kakuzu to moja kosa w ogóle by się nie znalazła. Czy ty choć raz nie możesz pomyśleć, zanim coś zrobisz!
Darł się nade mną Hidan, bo Tobi podniósł mnie do pozycji siedzącej i skulił się za moimi plecami. Miał szczęście, że jeszcze Itachiego nie było, bo miał wrócić dopiero koło wieczora.
- Ale tym razem to nie jest wina Tobiego.
- JAK TO, TO NIE JEST TWOJA WINA! Przecież kto inny jak nie ty mógł przeciąć te liny!
- Ale to nie Tobi!
Potrząsnęłam głową próbując się ogarnąć w sytuacji, ale nie było mi to dane.
-Hidan przestań wymachiwać mi nad łóżkiem tym swoim zardzewiałym, brudnym kawałkiem złomu.
Powiedziałam, gdy po raz kolejny ze złości zaczął machać mi kosą przed twarzą. Na chwilę znieruchomiał, Tobi za mną uspokoił się, jakby przestało mu grozić niebezpieczeństwo i jednocześnie wciągnął powietrze, jakby jednak się czegoś obawiał, czego kompletnie nie rozumiałam i prawdopodobnie była to wina godziny. Hidan powoli, jak robot zaczął przesuwać twarz, aż skupił swój wzrok na mnie i powiedział praktycznie piskliwym głosem.
- Słucham?
- Słyszałeś. Jest jeszcze wcześnie. Która jest godzina, tak właściwie?
- Prawie trzecia, panienko Ituko.
- Dziękuję Tobi. Jest godzina trzecia. O tej godzinie ja śpię. Mówiłam głośno i wyraźnie, że nie należy mnie budzić o tak karygodnej porze. A ty nie dość, że mnie obudziłeś, wparowałeś do mojego pokoju cały ubłocony, brudny, zmieniając moją podłogę w jeden wielki chlew, to na dodatek wrzeszczysz i machasz swoją kosą przed moim nosem, że zaczynam się zastanawiać, czy zaraz mnie nie trafisz i jeszcze zachowujesz się jakbyś miał pełne prawo to robić.
- Nazwałaś moją kosą zardzewiałym, brudnym złomem!
- Gdy lata ci coś upaćkanego w błocie przed twarzą i wiesz, że to coś przypadkiem może odciąć ci głowę, to nie patrzysz na to co to jest, tylko się tego pozbywasz. Ciesz się, że nie ma tu Itachiego, bo twoja kosa już byłaby w kilku kawałkach.
- Ale, ty obraziłaś, moją kosę!
- I co z tego? Ty ubrudziłeś mój cały pokój!
- Ale to jest moja kosa!
- Ale to jest mój pokój i mogę w nim robić co mi się żywnie podoba!
- Obraziłaś ją!
- I co?
- Jak to co?
- No i co z tego, że ją obraziłam? Mam ją niby przepraszać?
- Tak.
- Do reszty ci odwaliło.
- Masz przeprosić moją kosę.
- Masz posprzątać mój pokój.
- Niby z jakiej racji mam go sprzątać!
- Wiesz ile zajmuje utrzymanie porządku? Nie, nie wiesz, bo masz wieczny bajzel w pokoju. Masz sprzątnąć całe bagno jakie wniosłeś do tego pomieszczenia.
- Niby czym?
- Brakuje ci rzeczy, mogę ci pożyczyć jakąś szmatę, jak nie to znajdź inny sposób, choćbyś miał to zlizywać, ale do południa ten chlew ma zniknąć stąd!
- A jak nie to co?
- Dopóki tego nie sprzątniesz to nie otrzymasz żadnego posiłku z moich rąk.
- Nie dasz rady zrobić tak, abym nic nie zjadł.
- No to się przekonamy.
- Tak.
Wyszedł, trzaskając drzwiami obrażony na cały świat. Tobi za mną zrobił w końcu wydech. Nastawiłam uszu, aby się upewnić, że nikogo nie ma w pobliżu i odezwałam się do Tobiego.
- To jak Madara, jak było naprawdę, chyba, że wolisz abym używała innego imienia?
- Może być i to. Idiota zostawił swoją kosę koło sznurka, przyleciał jakiś ptak, usiadł i przewrócił ją prosto na linę. Dzieciak spadł na ziemię i uciekł. Potem musiał za nim gonić, bo się zakręciłem, aby mnie w to nie wciągnął. Jak próbowałem mu powiedzieć, że to jego wina, a nie moja, to zaczynał wrzeszczeć jeszcze bardziej. Przybiegłem tutaj, bo wiedziałem, że jesteś jedynym członkiem który nie wywali mnie od razu za drzwi. Nie sądziłem, że dasz radę mnie osłonić, ani tym bardziej, że podłożysz się pod kosę. Przepraszam, za przenośnię. Chodziło mi o to, że nie sądziłem, że obrazisz jego kosę.
- Co wy macie z tą kosą? To jest zwykły przedmiot.
- To jest jedyna rzecz którą Hidan stawia wyżej niż siebie, obraziłaś coś co on kocha.
- A on za to wyczyści mi pokój.
- Załatwiłaś to po mistrzowsku, ale nie licz, że tak szybko ci odpuści. Większość organizacji cię lubi, więc to wykorzystaj. Zwłaszcza, że do wieczora wszyscy mają już wrócić.
Pokiwałam tylko głową, a Madara niemal rozpłynął się w powietrzu. Próbowałam dalej pójść spać, ale z westchnieniem odkryłam, że nie jestem już w stanie zasnąć. Stworzyłam sobie pod nogami dysk powietrza, aby unosić się ponad tą breją i przefrunęłam do łazienki. Dużo czasu poświęciłam na kąpiel, zrobiłam sobie mini SPA odprężające, z użyciem technik i przedmiotów ze schowka. Oczywiście przydałby się jakiś facet do masażów, ale z braku osób musiał mi wystarczyć mój klon. Odprężona, ale ospała poszłam do kuchni przygotować śniadanie. Ustawiłam wszystko na stole i widziałam jak schodzą się zaspane osoby, które wróciły w nocy. Jak na razie była tylko połowa ludzi, ale to i tak było więcej osób niż w poprzednich dniach. Hidan pewny siebie usiadł na swoim miejscu, ale rzuciłam jutsu na półmiski i odsuwały się za każdym razem, gdy próbował po nie sięgnąć. Na początku tylko zrzedła mu mina, ale gdy miski latały w powietrzu, a każdy inny mógł z nich sięgnąć to zaczął się wkurzać. Cała reszta patrzyła na niego zdziwiona i mocno zszokowana. Spojrzeli na mnie niepewni czy mam coś z tym wspólnego. Wewnątrz rozbawiona, ale też mocno zirytowana wzruszyłam ramionami i odezwałam się spokojnym głosem nie odrywając wzroku od naleśników, które smarowałam dżemem.
- No co? Wkurzył mnie. Mówiłam mu, że jeśli nie zrobi tego co powinien to nie dostanie z moich rąk żadnego posiłku. Chyba mi nie uwierzył.
Kątem oka spojrzałam na nich, gdy brałam porcję do ust. Jak dotąd każdy z nich był pewien, że sobie żartuje i nigdy bym nie odmówiła im jedzenia. A teraz, gdy zorientowali się, że to nie były czcze pogróżki, to zrobili się lekko nieswoi. Aby poprawić nastrój rozkręciłam rozmowę i reszta posiłku minęła w miłej atmosferze pomimo warczącego i skaczącego Hidana. Próbował on wszystkiego co przyszło mu do głowy łącznie z zabraniem czegoś z cudzego talerza, ale mu nie wychodziło. Wściekły wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami tak mocno, że wypadły z zawiasów i Pain krzyczał za nim, aby poprawił. Mamrocząc pod nosem poprawił i wyszedł tupiąc. Lider nawet nie miał siły reagować, zwłaszcza, że od kiedy wyjaśnili sobie wszystko z Konan stał się bardziej spokojny i rzadziej podnosił głos.
Wróciłam do pokoju i przeniosłam się na dysku powietrza na łóżko. Po chwili usłyszałam walenie do drzwi i Hidan wszedł do środka.
- Tak?
- Dlaczego nie dałaś mi zjeść?
- Mówiłam, że nie będę karmić tych którzy mi podpadną, gotuję tylko dlatego, że lubię, inaczej żaden z was nie dostawał by posiłków.
- Kiedy mi coś dasz?
- Jak posprzątasz to co nabałaganiłeś.
- Nie jestem pokojówką, abym miał sprzątać twój pokój!
- Nie jesteś. Chodzi tylko, abyś naprawił co zepsułeś.
Zły, wściekły, mamrotał pod nosem, ale zgodził się, podałam mu ścierkę, wiadro z wodą i zabrał się za sprzątanie. Wyszłam z pokoju, aby porozmawiać sobie z innymi w salonie. Między czasie reszta zaczynała wracać z misji. Wszyscy byli głodni, więc z westchnieniem udałam się do kuchni. Ugotowałam obiad, rozłożyłam na stole i wyjątkowo przeszłam się, aby ich o tym poinformować. W drodze powrotnej, drzwi od mojego pokoju otworzyły się szeroko. Wkurzony Hidan wyszedł i zaczął niemal krzyczeć.
- KUŹWA! Nie zamierzam u ciebie więcej sprzątać! Dlaczego taki ***, ***, *** Tobi tutaj w ogóle jest! Przerwał mi! Gdyby nie on to byłoby już sprzątnięte! Domagam się obiadu!
- Ale jest bałagan.
- ALE CO Z TEGO!
- Umowa była taka, że dostaniesz, jak posprzątasz co narozrabiałeś, a tego nie zrobiłeś, dlatego obiadu nie dostaniesz.
- Mam gdzieś twoje słowa, masz mi dać żarcie i już!
- Bo?
- Tak ci przywalę, że przez następny miesiąc się nie pozbierasz.
- Nie boję się ciebie. Jakbyś mnie szukał to będę na stołówce spożywać ciepły posiłek.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam do kuchni. Naszą wymianę zdań, widziało kilka osób, ale rozważnie nie próbowało się wtrącać. Wszyscy udaliśmy się do stołówki i zaczęliśmy jeść. Hidan naburmuszony siedział i raz na jakiś czas próbował po coś sięgnąć. Ci którzy nie byli na śniadaniu przyglądali się temu dziwnie, a reszta patrzyła rozbawiona. Brakowało tylko Itachiego, a byłby komplet. Kisame powiedział, że musiał coś jeszcze załatwić, po dostaniu  informacji poprosiłam go, aby dał Hidanowi porcję którą mu przygotowałam wcześniej, aby nie przymierał głodem. Łaskawie też pozwoliłam, aby mógł się napić. W środku posiłku jednak nie wytrzymał.
- Mam tego dość! Było nam o wiele lepiej, gdy ciebie nie było! Żałuję, że cię odnaleźli! Powinniśmy cię zabić, jak tylko doszliśmy do wniosku, że nie oddamy cię jemu! Ale nie. Mnie nikt nigdy nie słucha, a teraz są same problemy!
- Przestań wrzeszczeć i przeszkadzać innym w posiłku, to, że mi podpadłeś nie znaczy, że masz innym psuć humor.
- Nie psułbym humoru, gdybyś dała mi jeść!
- Gdybyś nie wparował do mojego pokoju o trzeciej nad ranem pokrywając go błotem, to nie byłoby problemu!
Powiedziałam już podnosząc głos i wstając z krzesła. Reszta zamarła przy posiłkach niepewna co się wydarzy. Zaczęłam udawać się w kierunku drzwi, kiedy Hidan zagrodził mi przejście, odruchowo odskoczyłam do tyłu, jak tylko wyjął swoją kosę.
- Nie będziesz wychodziła, gdy do ciebie mówię! Nauczyłabyś się trochę szacunku dziewczyno! To że owinęłaś sobie całą organizację wokół palca, nie oznacza, że mną też możesz rządzić!
- Ja nie chcę rządzić, ja próbuję się utrzymać, aby nie zostać waszą gosposią! Jeśli byłabym na każde skinienie paluszka, to już dawno byłabym cieniem człowiek!
- Ale właśnie po to się tu znalazłaś! Miałaś nam gotować, a się obijasz!
- Nie obijam się, jakbyś chciał wiedzieć to ugotowałam obiad, który wszystkim smakuje, ty go nie dostałeś z własnego widzi misie!
- MOJEGO WIDZI MISIE? MOJEGO WIDZI MISIE! TY ZARAZ UJRZYSZ MISIE!
- Wystarczyło nie wbiegać do mojego pokoju, albo posprzątać po sobie!
- Nie będę u ciebie sprzątać, dlaczego niby mam to zrobić, skoro ty nie przeprosiłaś mojej kosy!
- Dlaczego kosa ma niby więcej praw niż ja!
- Bo jest od ciebie ważniejsza! Jest przydatna. Nie siedzi ciągle w jednym miejscu i się nie leni!
- Mówisz tak tylko dlatego, że masz zły dzień, wyżywasz się na mnie, bo Tobi gdzieś zwiał!
- Broniłaś go, kiedy zawinił!
- Nie zawinił! Dobrze wiesz, że to ta twoja „cudowna” kosa przecięła linę!
- Nikt tego nie udowodni, a moja kosa, by tego nie zrobiła!
- Ona nie myśli, a udowodnić mogę ja, lub Pain! Wystarczy, że wpuścisz go do głowy, albo Tobi to zrobi i wszystko się wyjaśni!
- Przestań się rządzić, nie jesteś nikim więcej jak zwykłym bachorem, który znalazł się tu przez przypadek!
- Ten bachor, mógłby cię pokonać jednym palcem!
- Tak? Może jeszcze powiesz, że potrafiłabyś pokonać nas wszystkich.
- Spokojnie. Poradziłabym sobie bez problemu.
- To co tutaj jeszcze robisz? Dlaczego tutaj siedzisz? Nie należysz tutaj i dobrze o tym wiesz, a jednak ciągle tu jesteś. Dlaczego? Na to pytanie mogę odpowiedzieć. Jesteś tutaj, bo chcesz tu być, znając życie to tak się przechwalasz, a po prostu nie chcesz wracać do życia tam. Ha! Jeszcze chwilę tak tutaj postoimy i się okaże, że nie umiesz nas pokonać. Może i masz zapożyczone sztuczki, ale nie masz doświadczenia, nie posiadasz instynktów. W momencie, gdybyś z nami walczyła, ktoś by zginął, a ty byś sobie nie poradziła. Boisz się tego i boisz się nas. Po za tym, raz już cię pokonałem.
- Nic o mnie nie wiesz.
- Wiem wystarczająco dużo. Jesteś zwykłą pozerką. Nic nie potrafisz. Jesteś beztalenciem. Już nawet zwykły wieśniak potrafi więcej niż ty, bo przynajmniej wie, kiedy ma schylić głowę, by przeżyć, a ty nie. Gdyby nie Lider to już byłabyś martwa.
- To, że dostałeś wtedy zabawkę i ją nadużyłeś mówiło o twoim poziomie inteligencji.
- O moją inteligencję się nie martw. Martw się o to, że jesteś nikim. Zwykłym beztalenciem, próbującym się wtopić. Jesteś zerem i na zawsze pozostaniesz.
- Nie chce mi się już z tobą kłócić, Mam tego dość. Idę do pokoju, poczekam aż znajdzie się ktoś inteligentny, na takich jak ty nie będę już marnować czasu.
Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do pokoju.
- Idź! Potrafisz tylko odwrócić kota ogonem, gdy ktoś ma rację. Do błędu nigdy byś się nie przyznała. A gdybyś potrafiła to dawno już byś uciekła, a przynajmniej zaczęła rozwijać się na tyle, aby to zrobić.
Przemilczałam jego słowa, nie zatrzymując się na chwilę. To mnie bolało. Byłam jednocześnie wściekła i głęboko zraniona. Zanim weszłam do pokoju weszłam do schowka, aby wyciągnąć parę rzeczy. Otworzyłam drzwi od pokoju i zobaczyłam Tobiego wynoszącego wiadro.
- Co ty tu robisz Tobi?
Powiedziałam cichym głosem, próbując nad nim panować, aby się nie łamał.
- Skończyłem sprzątanie twojego pokoju, żebyś miała czysto. Jestem ci wdzięczny za okazaną mi pomoc.
- Nie ma sprawy.
- Coś się stało?
- Nie, wszystko gra, możesz już iść.
- A co trzymasz w ręku?
- Pomysł na dodatek do pokoju.
O nic już nie pytał  tylko wyszedł. Zmieniłam worek z jakimiś szmatami  w worek treningowy, przyczepiłam go do sufitu i zaczęłam uderzać w niego wyładowując całą swoją frustrację i złość. Po chwili łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, a dłonie uszkodziłam sobie na tyle, że leciała z nich krew. Gdy pozbyłam się w końcu złości, to z przyniesionych desek zrobiłam ławkę – bujawkę. Położyłam złożoną kołdrę na desce, na której miałam usiąść, a całość na wytrzymałych linach przyczepiłam do sufitu. Powiesiłam to tyłem do drzwi, a przodem do okna. Zmęczona i ciągle zapłakana usiadłam na ławce z podwiniętymi pod brodę kolanami i wykonałam jutsu, abym się delikatnie bujała.
- Ituka?
Odwróciłam się zanim pomyślałam i zobaczyłam Itachiego stojącego w drzwiach i patrzącego na mnie z dużym zdziwieniem.
- Idź sobie.
Powiedziałam cicho, rękawem wycierając wszystkie łzy z twarzy. On jednak nie posłuchał i podszedł do mnie.
- Co się stało?
- Nic się nie stało, nie ważne.
Odezwałam się wywołując kolejny wodospad łez.
- Myślę, że jednak coś.
Stwierdził kiwając poważnie głową i usiadł koło mnie.
- Możesz mi powiedzieć.
- Nie mogę.
- Dlaczego nie?
- Bo nie chcę abyś się złościł.
- Dlaczego miałbym się na ciebie złościć?
- Czy ja mówiłam o mnie?
- Chcesz mi powiedzieć, że ktoś z organizacji doprowadził cię do łez, a ty dalej go bronisz?
- No dalej, wyrzuć mi jaka to jestem głupia i beznadziejna. Bezmyślna, leniwa i naiwna.
- Wcale taka nie jesteś.
- Nie? To niby jak inaczej to nazwać. On miał rację. Gdybym nie zachowywała się jak dziecko to już dawno mogłabym stąd uciec. Gdybym była twarda to nawet dnia bym tutaj nie spędziła. Już dawno powinnam coś zrobić, a zamiast tego siedzę w miejscu i się obijam.
- Wcale nie zachowujesz się jak dziecko. Owszem powinnaś coś zrobić, ale dopiero jak będziesz gotowa. Tylko dziecko porwałoby się z motyką na słońce.
- No tak, ale powinnam mieć chociaż jakiś plan, jakieś postępy czynić.
- Robisz postępy i to ogromne. Twoja siła rośnie.
- Jaka siła? To co umiem to jest tylko i wyłącznie dzięki mojemu ojcu który sprawił mi prezent, gdyby nie on to nie potrafiłabym chociażby wykonać klon jutsu. Jestem beztalenciem, nie ma choćby jednej rzeczy w której byłabym dobra, bo osiągnęłam to sama. Jestem jednym wielkim zerem.
- Ci…, przestań już płakać.
Powiedział spokojnie przysuwając się bliżej mnie. Uniósł dłonią moją twarz, a kciukiem starł łzy.
- Nie płacz, nie warto. A teraz mnie posłuchaj. Jesteś bardzo utalentowaną kobietą. Nie próbuj zaprzeczać. To, że nie posiadasz fizycznych umiejętności nie znaczy od razu, że jesteś zerem. Spójrz chociażby na to, że cudnie lepisz i rzeźbisz.
- To jest tylko kopia umiejętności Deidary i Sasoriego, gdyby nie moje dary, to nie nauczyłabym się tego.
- Możliwe, chociaż szybciej uwierzyłbym w to, że zajęłoby ci to po prostu więcej czasu i jakby na to nie patrzeć, oni tylko nauczyli cię tworzyć. Też jesteś artystką, bo potrafiłaś wpaść na pomysł połączenia tego i to w taki sposób, aby innym się podobało.
- No tak, ale…
- Żadnych ale, pomyśl też o twoich kuchennych rewolucjach, może i gotujesz część z przepisów, ale twoje dania są przepyszne i tu nie możesz powiedzieć, że potrafisz gotować bo dali ci to w prezencie.
- No tak, ale…
- Żadnych ale, najważniejszą z twoich zalet jest to, że jesteś taka ugodowa. Nie dajesz sobą pomiatać, nie niszcząc przy okazji innych. Troszczysz się o każdego i dbasz nawet kiedy nie powinnaś tego robić. Jesteś miła. Twoje serce bije dobrocią, jesteś jedyną kobietą w swoim rodzaju i nie jestem nawet w stanie opisać wszystkich zalet jakie łączą się z tym, że jesteś dla nas światełkiem w tunelu. Jesteś dla nas ważna. Zmieniasz nas i to pozytywnie. Poruszasz w nas coś o czym zapomnieliśmy, swoją dobrocią i prostotą dotykasz, tego co najcenniejsze, naszego serca, które służyło tylko jako pompa do krwi, okrucieństwa i potoku smutku. Dzięki tobie ożywiamy się i mimo wszystko myślę, że robimy się coraz milsi. Zmieniasz nas i to pozytywnie. Nikt nie zmaże tego co uczyniliśmy, ale ty sprawiasz, że zaczynamy wierzyć, że mimo to możemy być inni. Gdybyś z nami nie została, to nasze życie nijak by się nie zmieniło. Może bylibyśmy bardziej zawzięci i źli, ale nic pozytywnego. Zastanów się nad tym i nie przejmuj się słowami jakiegoś kretyna, bo nie warto.
Zamknęłam na chwilę oczy, zastanawiając się nad jego słowami. Bardzo mnie poruszył i sprawił, że zwątpiłam jednak w słowa Hidana, a uwierzyłam w jego. Uśmiechnął się do mnie radośnie co poruszyło moje serce. Wyszedł, a ja dalej się bujałam myśląc nad tym wszystkim.
Dodatek – z perspektywy Itachiego.
Jednocześnie opanowało mnie wiele uczuć. W pierwszej kolejności nie mogłem uwierzyć, że jej to powiedziałam, nie myślałem, że otworzę się tak szybko, aby powiedzieć to co myślę, zwłaszcza, że dopiero jak powiedziałem to zorientowałem się, że mówię prawdę i naprawdę tak myślę. Ogarnął mnie smutek, gdy zobaczyłem jej zalaną łzami twarz, to miałem wrażenie jakby moje serce się ścisnęło i miało problem z biciem. Bolało mnie to, że miała tak fatalny humor. Dodatkowo byłem wściekły. Naprawdę nie wiem który debil mógł powiedzieć jej takie coś. Na pewno Deidara i Sasori zabiliby każdego, który by próbował ją obrazić, Konan jest niemal jej przyjaciółką, więc też odpada. Tobi ją lubi, a ona go akceptuje, po za tym jego słowa nie mają mocy, aby ją dotknąć. Wątpię, aby był to Kisame, bo zazwyczaj jest bezkonfliktowy, Kakuzu niemal ją ubóstwia, odkąd znalazła sposób na kopiowanie pieniędzy. Kto został? Hidan, Zetsu i Pain. Cała trójka jest porywcza i potrafiłaby obrazić jeśli zostali by sprowokowani, lub mieli zły nastrój. Chociaż myślę, że to nie mógł być Pain. W końcu mówiła, że ten ktoś wypominał jej, że dawno już mogła uciec, a Lider czegoś takiego by nie gadał, jeśli by tego nie chciał. A gdyby chciał to by ją wypuścił i nie byłoby problemu. Został Hidan i Zetsu i obydwoje nie mają powodu. Nic nie wiem też o ich stosunku co do niej.
No trudno, pewnie zaraz się dowiem. Otworzyłem drzwi i wszedłem do kuchni. Wszyscy dalej siedzieli na swoich miejscach i ze złością patrzyli na Hidana, który jako jedyny jadł. Coś mi nie pasowało.
- Dlaczego tylko Hidan je?
- Bo my już zjedliśmy.
- On wygląda jakby dopiero zaczynał, spóźnił się? Przecież miał być na miejscu już wczoraj.
- Ituka zostawiła mu porcję to wcina.
- W dalszym ciągu nie rozumiem.
- Pokłócił się z Ituką i rzuciła jakieś jutsu, aby nie miał dostępu do jedzenia, wkurzył się na nią i zaczęli na siebie wrzeszczeć.
- To on ją obraził!
- Tak.
Kisame znów mi odpowiedział, a ja niewiele myśląc przeskoczyłem stół i wbiłem Hidana w ścianę. Zacząłem go tłuc, póki się nie zmęczyłem. Obudziłem Sharingana i chciałem wciągnąć go w jedno z moich jutsu, kiedy poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Itukę przyglądającą mi się smutno.
- Nie warto. Jeszcze nie wymyśliłam receptury na lek, abyś nie stracił wzroku. Możesz tej techniki użyć tylko dwadzieścia razy i oślepniesz. Po co marnować ją teraz? Uspokój się i puść go w końcu. Właśnie dlatego nie chciałam mówić kto.
Szepnęła, że ledwie ją słyszałem i jej klon zniknął. Ciągle zły odsunąłem się od Hidana i udałem się do salonu, aby usiąść na jednej z kanap i chwilę pomyśleć. Ledwo doszedłem, a dosiadł się do mnie Sasori, Deidara i Kisame.
- Co jest stary? Czemu tak go napadłeś?
- Obraził Itukę, a wy przy tym byliście i nic nie zrobiliście!
- Bo świetnie sobie poradziła, załatwiła to tak, że on wyszedł na jedno wielkie zero. Po za tym to jest Ituka, jutro nawet nie będzie pamiętać, że się z nim pokłóciła, a nawet jeśli dalej będzie zła to nie da mu jedzenia i wszyscy będą zadowoleni.
- Nikt nie będzie zadowolony. Ona nie będzie zadowolona.
- Co ty gadasz? Na pewno już teraz jej przeszło, widziałeś ją, że zachowywała się normalnie.
- To był tylko klon, a myślisz, że jak powinna się zachowywać? W końcu jest Ituką jak już kilka razy powtórzyłeś, a to, że płakała i łzy sączyły by się z jej oczu jeszcze długo, to nic.
- Ona płakała?
- Tak ciołku.
- Ale to jest niemożliwie…
- Niby dlaczego? Co? Może jeszcze mi powiesz, że ona nie potrafi płakać, że nie posiada uczuć. Myliłem się, ona nikogo nie zmieniła.
- Hej stary, nie denerwuj się od razu. Po prostu jest tak pewna siebie, że taka czynność jak płacz, nawet nam przez myśl nie przeszła.  Powinniśmy ją jakoś pocieszyć.
- Już próbowałem. Nie wiem na ile mi się udało. Ale nie rozumiem, czemu ona go kryła!
- I po co zostawiła mu jedzenie. Nie dała mu nic na śniadanie, ani obiad, ale zostawiła talerz, abym mu dał, że niby to ja nałożyłem, a nie ona.
- Ona jest bardziej skomplikowana niż myślałem.
- Wiecie gdzie jest Ituka?
Odezwał się Hidan wchodząc do pokoju. Stanąłem na równe nogi od razu, a reszta nie wiedziała, czy ma mnie powstrzymać, czy się dołączyć przy ewentualnej bójce.
- Czego ty jeszcze od niej chcesz!
- Nie wydzieraj tak się, nie muszę ci mówić, mam sprawę do niej i tylko do niej.
- W takim razie nie wpuszczę cię do niej.
- Stary uspokój się, jasne? To jest spór między nią, a mną, a ty nie musisz się w to wpierniczać. A tak przy okazji, Sasori masz czas?
- Po co?
- Aby mnie opatrzyć, Itachi ma naprawdę twarde pięści.
- Miałbyś o wiele więcej poobijane, gdyby Ituka nie przyszła, aby mnie zatrzymać.
- Nie do ciebie teraz mówiłem, tylko do Sasoriego.
Popatrzyłem na niego zły i spojrzałem kątem oka na Sasoriego, który wyglądał, jakby też chciał mu przywalić.
- Nie pomogę cię.
- A niby dlaczego? Jesteś jedynym naszym medykiem, no nie licząc Kakuzo. Mam iść do Lidera, aby kazał ci to zrobić?
- Nie zgodzi się, a teraz cierp ciało, jak żeś chciało.
- Łaski bez, na pewno jeszcze ktoś z organizacji umie załatać kilka zadrapań.
- Tylko Ituka.
Odparł złośliwym tonem Sasori.
- Jej o to nie poproszę.
- O! A to niby dlaczego? Bo uważasz ją za totalne zero?
- Poskarżyła ci się.
- Nie. Próbowałem z niej cokolwiek wycisnąć, zacytowała kilka twoich epitetów, ale nie podała twojego imienia, bym nie zrobił ci krzywdy.
- Nie udało jej się. Gdzie ona jest?
- Po co chcesz się z nią widzieć?
Spytałem zza zaciśniętych zębów będąc całkowicie złym. Hidan otworzył usta, aby coś odpowiedzieć. Zamknął je. Westchnął i całkowicie poważnym i skruszonym głosem odezwał się.
- Chcę ją przeprosić.
Cała złość ze mnie wyparowała. Patrzyłem na niego ze zdziwieniem, nie mogąc w to uwierzyć. Potrząsnąłem głową i odezwałem się niepewnie.
- Chcesz ją przeprosić?
- Tak, gdzie jest?
- W swoim pokoju.
Poszedłem za nim, aby wszystko usłyszeć. Zapukał i wszedł do pokoju. Od progu zaczął ją dość nieskładnie, ale też pośpiesznie przepraszać. Powiedziała, że już dawno mu przebaczyła, bo to nie zawiść w sercu trzeba trzymać. Był zdumiony jej słowami i znieruchomiał. Kazała mu ściągnąć bluzkę, a on niepewnie to zrobił. Przyłożyła rękę do skaleczeń i usunęła mu wszystkie zadrapania. Patrzyłem na to z dozą niedowierzenia i … zazdrości? Nie wiem czemu, ale nie podobało mi się, że dotyka innego faceta, nawet, a może zwłaszcza, że był to Hidan. Podziękował jej speszony i szybko wyszedł z pokoju. Wszedłem do pomieszczenia niepewny kiedy pokiwała ręką abym to zrobił. Zamknąłem za sobą drzwi i po prostu na nią patrzyłem.
- Dziękuję.
Powiedziała słodkim i ciepłym głosem z rozpieszczającym serce uśmiechem.
- Za co?
- Za słowa otuchy, za to, że znowu w siebie uwierzyłam. Powinnam coś zrobić, ale na razie nie potrafię, więc nie powinnam się zamartwiać tym, że nic nie mogę zrobić, bo nic z tego nie wyjdzie.
Pokiwałem głową niepewny czy dobrze ją zrozumiałem. Zaśmiała się cicho kręcąc głową. Podeszła do mnie i przytuliła się do mnie. Nie przyzwyczajony do takich sytuacji, niezręcznie próbowałem przyciągnąć ją do siebie. Z uśmiechem podniosła głowę, cmoknęła mnie w policzek, jeszcze raz szepnęła, tym razem wprost do ucha, że dziękuję i poszła do łazienki, a ja stałem jeszcze kilka minut w miejscu zanim się otrząsnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz