Menu

Zawieszam

Zawieszam!
Natłok obowiązków powoduje, że mam mało czasu.
Aby znaleźć czas na pisanie trzeba znaleźć motywację.
Z kolei ona pojawia się dopiero, gdy dostanę dowód, że ktoś czyta - komentarz.
Jedynie, gdy jakieś przybędą, to pojawią się kolejne rozdziały.
Tak więc to od was zależy, kiedy coś nowego napiszę.
Ps: Zgubiłam listę osób zainteresowanych nowymi rozdziałami. Dlatego jeśli ktoś chce być na bieżąco informowany o nowościach to proszę o komentarz pod ostatnim rozdziałem, wraz ze wskazaniem miejsca, gdzie mam się odzywać. ;)

środa, 18 września 2013

Rozdział 42

- Pobudka.
Usłyszałam czyjś głos na moim karku. Było wcześnie. Przekręciłam się na bok i okryłam szczelniej kołdrą.
- Dwa razy nie będę powtarzał.
Wtuliłam się mocniej w poduszkę i próbowałam zasnąć. Nagle poczułam, że unoszę się w powietrze. Pisnęłam i otworzyłam oczy. Rozbawiony Sasuke niósł mnie razem z kołdrą po schodach i posadził dopiero na fotelu w jadalni. Było mi zimno. Okryłam się jak najbardziej szczelnie. Po chwili stanął przede mną talerz z parującą jajecznicą. Na znak protestu zaburczało mi w brzuchu. Szybko zjadłam i podziękowałam mu na co uśmiechnął się do mnie.
- Dzisiaj znowu pracuję. Wrócę dopiero w środku nocy. Pamiętasz gdzie są klucze?
Pokiwałam głową jeszcze nie do końca rozbudzona.
- Jakaś ty dzisiaj rozmowna.
- Wcześnie jest.
- Jest dwunasta popołudniu.
- Wcześnie.
Pokręcił tylko głową, podszedł, cmoknął mnie w czoło i wyszedł z domu. A to co miało być? No dobra nie chcę o tym rozmyślać. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się. Jak już dotarłam do tej wioski to mogłabym przynajmniej rozejrzeć się w koło. Wyjęłam klucze z szuflady i wyszłam na zewnątrz. Słonko miło grzało, a w koło mnie był tłum ludzi. Uśmiechali się do siebie nawzajem, ale w stosunku do mnie zachowywali dystans. Nie wiedzieli kim jestem, ani dlaczego tu jestem. Pokręciłam się chwilę w koło, aż znalazłam budkę z ramen. Ponoć ojciec je uwielbiał, a ja nawet nigdy nie spróbowałam. Poprosiłam o jedną porcję i niepewnie zabrałam się za jedzenie. Po raz pierwszy posługiwałam się pałeczkami, ale to chyba też miałam we krwi. Włożyłam pierwszy kęs do buzi i aż zamruczałam z zadowoleniem. Zanim się zorientowałam miska była już pusta. Chciałam zamówić drugą porcję, ale przypomniałam sobie, że zużywam pieniądze Sasuke. Swoich na chwilę obecną nie posiadam.
Pozytywnie naładowana zaczęłam przemierzać resztę wioski. W najlepszym razie spotykałam się z neutralnością. Widziałam nawet kilka osób przypominających z wyglądu znajomych Naruto. Jednak nie byłam pewna, a oni na mój widok odchodzili. Też woleli utrzymać między nami dystans. Bolało mnie to, ale poniekąd ich rozumiałam. Byłam tutaj obca. Nie pasowałam do tego miejsca. Czułam się samotna, więc rozmyślając wróciłam do domu. Usiadłam na łóżku i zamknęłam oczy.
- Przemyśleliście już sprawę?
- Nie. Mamy czas, nigdzie nam się nie spieszy.
Ta szybka odpowiedz wytrąciła mnie na chwilę z równowagi, ale pokiwałam im głową i wróciłam do świata realnego. Pokręciłam się z kąta w kąt nie mając co ze sobą zrobić. Sasuke wrócił dopiero, gdy zdecydowałam się położyć. Tak samo jak wczoraj stanął niepewnie w drzwiach, ale pokiwałam głową i położył się koło mnie.
***
Tym razem na śniadanie przygotował naleśniki. Mogłabym się przyzwyczaić do tego, że ktoś mi gotuje.
- Jak idzie ci oswajanie bijuu?
- Tymczasowo kiepsko. Nie chcą współpracować.
- Czyli na chwilę obecną nie możesz brać od nich chakry?
- To nie do końca tak jest. Ich siły były u mnie zachowane zawsze w równowadze. Jeśli chcę to mogę wziąć od nich trochę chakry, ale naraz muszę wziąć od każdego taką samą ilość. W ten sposób bardzo mało pobieram. Oczywiście porównując się z innymi ludźmi to w taki sposób zdobywam więcej niż oni kiedykolwiek będą mieli, ale wiem, że jest to ciągle mało. Na chwilę obecną jestem w stanie pokonać większość przeciwników, ale nie poradziłabym sobie stając do walki z ośmioogoniastym.
- Naruto w pewien sposób oswoił swoją bestię. Początkowo brał pokłady chakry niemal siłą.
- Też mogłabym to zrobić, ale musiałabym naraz odwiedzić wszystkie bestie, aby nie naruszyć równowagi. Kłótnia o ich energię jest wyczerpująca. Gdybym miała w sobie tylko jedno bijuu to może dałabym radę, ale w mojej sytuacji nie mam szans. Albo się z nimi dogadam i będziemy współpracować, albo mogę liczyć tylko na to minimum.
Sasuke pokiwał zamyślony głową.
- Tsunade się pytała, czy nie pomogłabyś lecząc w szpitalu.
- Ludzie nie są zbyt pozytywnie do mnie nastawieni, nie wiem czy pozwolą na to, abym ich leczyła.
- Jak to nie są pozytywnie nastawieni?
- Jestem obca. Boją się. Starają omijać. Trzymają się jak najdalej.
- Gdyby wiedzieli kim jesteś to by zmienili zdanie.
- Na chwilę obecną zdanie zmieniliby tylko ci co mieli dobry kontakt z Naruto.
- Po prostu spróbuj.
Spojrzał na mnie wyczekująco. Wzruszyłam ramionami i zgodziłam się.
Zaprowadził mnie do kliniki i przedstawił kim jestem. Dalej wszyscy podchodzili do mnie nie ufnie. Nie pozwalali mi zająć się pacjentami, chyba, że przypadek był wręcz żałosny, jak wyciągnięcie drzazgi. Byłam zirytowana, ale nie chciałam narzekać. Koło wieczora stwierdzili, że mogę już wyjść. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale tylko westchnęłam i pokręciłam głową. Zaczęłam kierować się w stronę drzwi, gdy nagle ktoś wjechał szybko z łóżkiem na którym leżał mężczyzna. Był cały we krwi. Lekarze w koło mnie zbledli. Postanowiłam jeszcze chwilę zostać. Kobieta o najwyższych umiejętnościach podeszła do rannego i położyła swoją rękę na jego głowie.
- Ma złamane pięć żeber, jedno z nich przebiło płuco. Przez jego serce przeszedł kunai. Ma rozległe obrażenia wewnętrzne. Praktycznie nie ma już krwi, czy chakry. Ma też uszkodzoną głowę. Jego rany są zbyt wielkie, nie poradzimy sobie z nimi, aby mógł żyć, nie mówiąc już o normalnym funkcjonowaniu.
- Musicie dać radę! To jest mój przyjaciel! Jest w takim stanie tylko dlatego, że mnie bronił! Nie możecie pozwolić mu umrzeć!
Spojrzałam na mężczyznę, który przywiózł tutaj rannego. Cały się trząsł i łzy płynęły po jego policzkach.
- To leży ponad naszymi umiejętnościami. Nie możemy nawet spróbować.
- Ja spróbuję.
Odezwałam się zanim go stąd oddelegowała.
- Ten mężczyzna jest już jedną nogą w grobie. Nie możemy pozwolić sobie na marnowanie dla niego chakry jeśli jest wiadome, iż tego nie przeżyje.
- Chakry mam jeszcze sporo, a i tak miałam już iść do domu. Chcę spróbować.
- Ale…
Kobieta zaczęła, ale przyjaciel rannego podszedł do mnie blisko.
- Dlaczego chcesz nam pomóc? Nawet nie jesteś z naszej wioski.
- Nazywam się Ituka Uzumaki i nie zamierzam go zostawić, aby umarł tylko dlatego, że szkoda mi chakry.
Jego oczy rozszerzyły się przy moim nazwisku i pokiwał mi głową na zgodę. Popchnęłam łóżko w kierunku najbliższej wolnej sali, położyłam dłoń na czole rannego i zamknęłam oczy. Jego obrażenia naprawdę były ogromne. Cud, że jeszcze żył. Uzdrawianie zaczęłam od powstrzymania krwotoku.
- Przynieście mi kilka litrów krwi do transfuzji.
Któraś z pielęgniarek wyszła wykonać moje polecenie. Zbliżyłam rękę do jego klatki piersiowej i zaczęłam powoli naprawiać jego serce. Wymagało to ode mnie wiele trudu, z ledwością byłam w stanie rozpoznać co to za organ. Dopiero po jakiejś pół godzinie udało mi się zreperować je na tyle, abym mogła zrobić mu transfuzję. W trakcie, gdy jego ciało napełniało się krwią, przeszłam do kolejnych obrażeń. Nastawienie żeber było drobnostką. Większy problem miałam z płucem, ale uszkodzone było głównie powierzchownie. Zajęłam się jego głową, drobniejszymi  obrażeniami wewnętrznymi, aby skończyć na leczeniu jego skóry i zamykaniu ran.
Otworzyłam oczy. Mój pacjent był zdrowy, ale ledwo trzymałam się na nogach. Dałam mu jeszcze trochę chakry, aby szybciej się zregenerował i wyszłam z sali. Od razu podbiegł do mnie przyjaciel rannego.
- I co z nim?
- Będzie żył. Potrzebuje jednak jeszcze trochę snu.
Udałam się do pokoju lekarskiego. Zobaczyła mnie ich najlepsza lekarka i poszła sprawdzić mojego pacjenta. Na końcu pomieszczenia zobaczyłam Sasuke.
- A ty co tutaj robisz?
- Jest już pierwsza w nocy, byłem zaniepokojony brakiem twojej obecności.
Zmarszczyłam czoło. Coraz mniej do mnie dochodziło. Po chwili wróciła tamta lekarka i kiwnęła do mnie z szacunkiem.
- Pora wrócić do domu.
Powiedziałam cicho i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Każdy kolejny krok był dla mnie coraz trudniejszy. Zachwiałam się, ale Sasuke zdążył złapać mnie za łokieć, abym się nie przewróciła.
- Wszystko dobrze?
- Nic mi nie będzie. Po prostu zużyłam trochę za dużo chakry.
Niepewny pokiwał głową, ale na wszelki wypadek trzymał się blisko mnie. Otworzył mi drzwi. Wyszłam na chłodne powietrze. Dlaczego jest aż tak ciemno? Robi się niemal czarno. Potknęłam się i zaczęłam lecieć na ziemię, tracąc przytomność w połowie drogi.
***
Jezu, jak mnie boli głowa. Skrzywiłam się i przypomniałam sobie wczorajszy dzień. Z jękiem otworzyłam oczy. Na łóżku oparty o ścianę siedział Sasukę.
- Trochę mnie wczoraj wystraszyłaś.
- Naprawdę nic mi nie jest. Po prostu użyłam zbyt wiele chakry. Mam mało praktyki przez co zużywam jej dwa razy więcej niż normalna osoba.
- Nie powinnaś się aż tak przemęczać.
- Gdybym tego nie zrobiła to on by zmarł. Nikt nie chciał podjąć się leczenia go.
- Mizuka mówiła, że podjęłaś się zadania niemożliwego
- A jednak udało mi się.
Nie skomentował tego, tylko pokiwał głową. Uśmiechnęłam się i spróbowałam wstać z łóżka. Przeniósł się bliżej mnie i oparł swoje dłonie na moich ramionach.
- Chcę wstać.
- Nie powinnaś się dzisiaj przemęczać. Siedź tutaj, przyniosę ci coś do jedzenia.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć to jego już nie było. Z westchnieniem postanowiłam być grzeczna i zostać w łóżku. W sumie to całkiem podobało mi się takie lenienie. Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko zjadłam podane przez niego kanapki. Nawet nie wiedziałam, że byłam aż tak głodna.
- Która godzina?
- Czwarta po południu.
Pokiwałam głową. Jednak udało mi się troszkę przespać.
Nagle usłyszałam za oknem huk. Podbiegłam, aby wyjrzeć i zobaczyłam na jednym końcu wioski dym. Po chwili kolejne uderzenie.
Zamknęłam oczy próbując się skupić na ich źródle. To Deidara! Pain musiał im kazał po mnie przyjść. Skupiłam się i otoczyłam całą wioskę bąblem, przez który nikt, ani nic nie będzie mogło przejść.
- Co to było?
- Akatsuki. Przyszli po mnie.
- Zabiję ich.
- Poradzę sobie z nimi. Potrzebuję tylko trochę ziół. Gdzie mogę znaleźć sklep z nimi?
Dodatek z perspektywy Itachiego
Pain kazał nam zaatakować wioskę. Wiedział, że wtedy wyjdzie z ukrycia. Znowu będziemy mogli ją zobaczyć. Na pierwszy ogień poszedł Deidara zrzucając swoje bomby. Tylko dwie dotarły do celu, reszta odbiła się od jakiejś bariery. Uśmiechnąłem się pod nosem. Hidan spróbował się przez nią przebić, ale nie udało mu się. Po chwili zobaczyłem ją. Wiatr rozwiewał jej włosy do tyłu. Szła dumnym krokiem, jakby niczego się nie bała. Była piękna. Jedynie przeszkadzał mi smutek w jej oczach. Ku irytacji Hidana przeszła przez barierę jakby jej nie było i nie zatrzymując się nawet na chwilę weszła do lasu. Rozejrzałem się po całej reszcie. Wzruszyli tylko ramionami i poszliśmy za nią. Dotarliśmy do niewielkiej polanki. Tam stanęła, ale nie odwróciła się do nas.
- Pain was wysłał.
- Tak.
Odpowiedziałem stanowczym głosem.
- Jakie dostaliście polecenie?
- Dostarczyć cię żywą, nawet jeśli mielibyśmy zabić całą wioskę.
Nic nie mówiła. Nikt z nas nie próbował jej atakować. Bo i po co?
- Idziemy do organizacji.
- Wracasz do nas?
Spytał Kisame z nadzieją w głosie.
- Nie. Muszę usunąć wam pamięć. Zaczynając od Lidera.
Jej głos był zimny, ale to słowa mnie zmroziły. Mam ją zapomnieć? Czym mam wypełnić tą pustkę w sercu którą zostawi? Nie chcę wracać do poprzedniego życia, ale jeśli sądzi, że to jedyne wyjście to zgodzę się na to. Dla niej. Zaczęła biec. Deidara ruszył zaraz za nią. Po nim Sasori, Hidan, Tobi. Dopiero, kiedy wszyscy pobiegli to postanowiłem się ruszyć. Nie chciałem, ale postanowiłem zrobić to dla niej. Nadała szybkie tempo i kilka godzin po zachodzie słońca byliśmy już w środku. Udała się bezpośrednio do pokoju Lidera. On był zaskoczony jej widokiem, a jeszcze bardziej, tym, że go znokautowała i wlała do gardła jakiś płyn, który nie wiem skąd wytrzasnęła.
- Obudzi się rano, nie będzie już mnie pamiętał i nie będzie mnie szukał.
Nikt z nas się nie odezwał. Po chwili na stole pojawiło się dziewięć szklanek.
- Wypijcie to.
Wszyscy w osłupieniu patrzyliśmy na płyn.
- To jest nieuniknione.
Ktoś szepnął cicho.
- Tak.
Odpowiedziała, chociaż nie było to pytanie. Patrzyłem na nią, ale ciągle stała tyłem do nas. Sasori westchnął i przełamał się jako pierwszy. Każdy kto wypił miał minutę zanim upadł na podłogę. W pewnym momencie zostałem już tylko ja i Tobi. Nie widziałem, aby zamierzał się ruszyć, więc podszedłem do biurka. Podniosłem napój, ale nie chciałem go wypić.
- Nie pij jeszcze.
Szepnęła. Poczułem ulgę. Od razu odstawiłem szklankę i patrzyłem na jej plecy z niecierpliwością czekając… na cokolwiek.
- Tobi teraz twoja kolej.
Powiedziała znowu lodowatym tonem.
- Ktoś, kto umie ochronić swoje myśli powinien przypilnować czy wszystko funkcjonuje tak jak zaplanowałaś.
O kim on mówi? Bo chyba przecież nie o sobie. Ituka pokiwała głową.
- Będziesz mi składał raporty co drugi, trzeci dzień.
- Hai.
Odpowiedział poważnym głosem Tobi. On potrafi być poważny? Ituka westchnęła głośno i w końcu odwróciła się w moim kierunku. Była piękna, ale w jej oczach widziałam zdenerwowanie.
- Chciałabym czegoś spróbować.
Kiwnąłem delikatnie głową zgadzając się na wszystko co mogło to oznaczać. Zaczęła iść w moim kierunku. Stanęła blisko mnie. Wystarczyłoby, żebym poruszył dłonią i bym ją dotknął. Położyła rękę na moim policzku. Patrzyła w moje oczy. Widziałam u niej niepewność, ale także coś jeszcze. Coś ciepłego. Powoli zaczęła zbliżać swoją głowę w kierunku mojej. Wstrzymałem oddech bojąc się, iż coś zepsuje. Jej wargi delikatnie dotknęły moich. To rozbudziło mój głód z którego nie zdawałem sobie sprawy. Przyciągnąłem ją tak blisko siebie jak tylko umiałem i zachłannie ją całowałem. Włożyłem w to całą swoją miłość do niej i desperacje. Przylgnęła do mnie jeszcze bardziej. Czy to możliwe, że potrzebuje mnie tak samo mocno jak ja jej? Nie do końca świadomy tego co robię wsunąłem swoje dłonie pod jej bluzkę. Odsunęła się od mnie kawałek, a ja jak oparzony wyjąłem ręce i ostrożnie położyłem na jej talii, bojąc się ją wystraszyć.
- Przepraszam.
Szepnąłem.
- Dziękuję.
Odpowiedziała równie cicho. Patrzyłem w jej oczy i widziałem, że musi wracać. Przyciągnąłem ją do siebie i schowałem twarz w jej włosach. Ona musi odejść. Musimy wrócić do względnej normalności.
- Podoba ci się w wiosce?
- Ludzie zachowują duży dystans. Boją się mnie.
Odpowiedziała z bólem. Miałem ochotę pójść i zabić każdego kto choćby krzywo na nią spojrzał.
- Gdzie mieszkasz?
- U Sasuke.
Spiąłem się, ale przypominając sobie, że może to poczuć próbowałem się rozluźnić.
- Co u niego słychać?
- Jest samotny. Jego żona zabrała mu syna i we dwójkę przenieśli się na ziemię.
To nie była dla mnie pocieszająca wiadomość. Zazdrościłem mojemu bratu tego, że może się z nią widywać codziennie bez najmniejszych problemów.
- Ale on dalej ją kocha.
Ciągnęła dalej tym samym tonem. Troszkę się rozluźniłem. Jeśli mój brat kocha swoją żonę, to nawet jeśli nie widział jej przez długi czas to i tak jej nie zdradzi. Jest zbyt honorowy na to aby chociażby pocałować inną.
- Czasami mam wrażenie, że on jedyny akceptuje mnie w wiosce.
Znowu miałem mordercze myśli.
- Co zamierzasz teraz zrobić?
Wzruszyła ramionami.
- Zdobywać coraz więcej siły i doświadczenia, póki nie znajdę Kabuto lub nie wymyślę czegoś na kształt planu.
Zamyśliłem się. Nie miałem już o co ją zapytać. Mój czas z nią się skończył. Jednak nie potrafiłem jej jeszcze wypuścić. Zamknąłem oczy i zacząłem sobie przypominać wszystkie dni z nią spędzone. Każdy uśmiech, który u mnie wywołała. Każdy smutek. To jak bardzo mnie zmieniła.
- Muszę już wracać.
Szepnęła cicho. Chciałem wrzasnąć, by została, że coś wymyślimy, ale widziałem, iż są to kłamstwa. Nie miałem jej nic do zaoferowania. Tutaj nie miałaby życia. Nie jest nam pisane, żebyśmy byli razem. Pocałowałem ją szybko w głowę i niechętnie wypuściłem z objęć. Cofnąłem się o krok. Nie chciałem tego. Chciałem tylko być z nią. Nie spuszczając z niej wzroku podniosłem szklankę i wypiłem wszystko do ostatniej kropli. Spojrzałem po raz ostatni na jej wspaniałą twarz. Czy w jej oczach są łzy? Zacząłem lecieć do tyłu. Złapała mnie. Resztkami sił uśmiechnąłem się do niej i wyciągnąłem rękę w kierunku jej policzka. Nie udało się, moja dłoń opadła bezwładnie na ziemię, a chwilę po tym zamknęły się powieki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz