Wylądowałam
w lesie. Czym prędzej zaczęłam biec w stronę ulicy. Dzięki Itachiemu wyrobiłam
sobie lepszą kondycję. Ku mojemu szczęściu podjechał jakiś autobus. Wskoczyłam
do niego mając nadzieję, że nie złapie mnie żaden kanar. Szczęśliwie udało mi
się dojechać do domu. Uspokoiłam się przed klatką i weszłam do środka. Mama
siedziała na kanapie i patrzyła się tępo w jeden punkt. Ze łzami w oczach
podeszłam do niej i usiadłam jej na kolanach. Dopiero po chwili się obudziła i
zaczęła szlochać w moją pierś. Także w moich oczach pojawiły się łzy, ale
wiedziałam, że nie mogę pozwolić im, aby wypłynęły. I udało mi się to. Byłam
silniejsza niż wcześniej. Minęła godzina zanim uspokoiła się na tyle, abym
usłyszała jej głos.
-
Dwadzieścia sześć dni. Nie widziałam cię dwadzieścia sześć dni. Praktycznie
przez cały miesiąc nie wiedziałam co się z tobą stało.
Poczułam
lekkie ukłucie poczucia winy. Powinnam wrócić wcześniej nie patrząc na
konsekwencje.
-
Reszta pojawiła się w domu już dnia następnego, a ciebie nie było. Potrafili
powiedzieć jedynie tyle, że pozwoliłaś zaciągnąć się do lasu porywaczom tylko
po to by dać im szanse. Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego byłaś, aż tak głupia?
Mogli cię zabić! Mogłaś poczekać na lepszą okazję.
Jej
słowa wbijały się we mnie jak sztylety. Naprawdę źle zrobiłam?
-
Zrobiłam to co uważałam za najlepsze.
Szepnęłam
cicho.
-
Dla nich! Nie dla siebie! Czy ty wiesz ile musiałam się starać abyś żyła? Czy
ty wiesz jak wielkie grozi ci niebezpieczeństwo?
-
Tak.
Odpowiedziałam
pewniejszym tonem. Powoli zaczynałam robić się zła.
-
Wiem co mi grozi i ile poświęciłaś, abym mogła żyć. Wiem to, ale nie dlatego,
że mi powiedziałaś. Dlaczego tak długo z tym odwlekałaś?
-
Bo nie chciałam cię stracić! Chciałam abyś została przy mnie jak
najdłużej!
-
Mamo! Czy ty wiesz co tam się dzieje? To nie jest mój świat.
-
Jak to nie jest twój świat? Masz przyjaciół, rodzinę, szkołę!
-
A co to jest szkoła? Dlaczego ma mi na niej zależeć? Rodzinę? Taką, która mnie
okłamuje? Na której nie mogę polegać? Przyjaciół? Czy ty cokolwiek o mnie
wiesz? Odkąd tylko pamiętam zawsze byłam popychadłem. Nikt mnie nie lubił. Nikt
nie chciał się ze mną bawić. Nikt nie chciał mnie znać.
-
Ranią mnie twoje słowa.
Szepnęła
cicho.
-
A wiesz jak bardzo zraniło mnie, że nie wiedziałam kim jestem?
Popatrzyła
na mnie wielkimi oczami próbując zrozumieć co do niej mówię.
-
Przepraszam.
Szepnęła
cicho i zamknęła na chwilę oczy, aby się uspokoić.
-
Co się stało po tamtej stronie? Kto cię porwał?
-
Akatsuki.
Na
jej twarzy ponownie pojawiło się przerażenie.
-
Ale oni od dawna nie żyją!
-
Kabuto wskrzesił ich po raz kolejny, ale przy użyciu kamienia.
-
Mają nowe życie.
-
Tak. Zaczęli od nowa. Nie mają większości wspomnień. Nie wiedzą nic o swojej
przemianie, ale też nie wiedzą o tym co się stało. Są zagubieni. Dla większości
świata nigdy nie istnieli.
-
To musiało być dla ciebie straszne.
Powiedziała
ze zgrozą. Zamyśliłam się na chwilę.
-
Nie było aż tak źle jak myślisz. W pewnym sensie było to dla mnie dobre.
-
Nie rozumiem. Przecież cię porwali.
-
Tak, ale nic o mnie nie wiedzieli. Mieli mnie przekazać Kabuto, ale nie mogli
się z nim skontaktować. Nie mogłam stamtąd odejść, ale mogłam swobodnie
poruszać się po budynku. Miałam praktycznie wolną rękę a’propo tego co tam
robię.
-
Moje drogie dziecko, jak ci się udało przetrwać wśród tych psychopatów?
-
Nie było tak źle jak myślisz. Udało mi się z nimi dogadać. Czułam się tam
swobodnie. Czułam się tam na miejscu.
-
Czułaś się tam lepiej niż w domu.
Szepnęła
cicho.
-
Tak.
Odpowiedziałam
równie cicho.
-
Kiedy wracasz?
Spytała
zaskakując mnie tym. Nie myślałam aż tak bardzo w przód, ale miała rację nie
mogłam już tutaj zostać.
-
Jutro.
Pokiwała
głową zamyślona.
-
Wracasz do Akatsuki?
Spytała
szeptem, jakby bała się odpowiedzi.
-
Nie. Jakby na to nie patrzeć porwali mnie. Pójdę do Konochy. Odnowię znajomości
ojca. Postaram się jeszcze bardziej wzmocnić. Oraz będę szukała Kabuto. Na
chwilę obecną to on jest największym zagrożeniem.
Pokiwała nieobecna głową.
-
A co powiemy rodzinie?
-
Że potrzebuję chwili wytchnienia i przenoszę się do innego kraju do rodziny.
Nie będzie to wielkim kłamstwem.
Pokiwała
jeszcze raz głową.
-
Ale odwiedzisz mnie jeszcze kiedyś.
Spojrzałam
na nią zaskoczona tym pytaniem. Uśmiechnęłam się do niej radośnie.
-
No jasne, że tak! Będę cię odwiedzać tak często jak będę mogła.
Moje
słowa ją uspokoiły. Przytuliła mnie do siebie jeszcze raz i poszłam do pokoju,
aby się przebrać. Blisko wieczora wyszłyśmy, aby spotkać się z bliźniakami.
Wszyscy byli zszokowani moją obecnością, ale po chwili dzieciaki rzuciły się na
mnie przewracając mnie na ziemię. Zaczęłam się śmiać razem z nimi. Dopiero po
chwili się uspokoili i ich ojciec pomógł mi wstać, aby przytulić mnie mocno do
siebie.
-
Wujku zaraz mnie zmiażdżysz!
-
Ładnie to tak znikać na tak długi czas?
-
Nie do końca miałam na to wpływ.
-
Dziękuję, że uratowałaś moje dzieci. Nie darowałbym sobie, gdyby coś im się
stało. Są dla mnie całym światem.
Spojrzałam
na niego zaskoczona jego cichym oświadczeniem. Pokiwałam niepewnie głową i z
uśmiechem odsunęłam się, aby mogła mnie przytulić kolejna osoba. Zjedliśmy
późny posiłek i ogłosiłam wiadomość o moim wyjeździe. Troszkę posmutnieli, ale
ze zrozumieniem pokiwali głową. Uśmiechnęłam się do nich jeszcze raz przy
pożegnaniu i obiecałam jak najszybciej wrócić. Wróciłam do swojego pokoju.
Usiadłam na skrawku łóżka i niemal z czcią pogłaskałam kołdrę. Jest taka zimna.
Szybko się położyłam i przykryłam. Długo się kręciłam próbując znaleźć wygodną
pozycję, ale ciągle było mi lodowato i … pusto. Zbyt zdążyłam przyzwyczaić się
do tego, że śpię z Itachim. Z długim westchnieniem przytuliłam się do poduszki
i jakimś cudem udało mi się w końcu zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz