Śniadanie zrobiłam na dwunastą. Od razu po śniadaniu wrócił
Sasori, Kakuzu i Tobi. Cała trójka poszła odpocząć, bo jak się dowiedziałam Sasori
i Deidara mieli wyruszyć za pół godziny na misję, z resztą tak samo jak Kakuzu
i Hidan z Tobim. Zapakowałam im wszystkim prowiant do zwojów i rozniosłam je po
pokojach. Na końcu udałam się do pokoju Sasoriego i Deidary. Zapukałam i jak
tylko weszłam zobaczyłam Sasoriego patrzącego na list z grobową miną.
- Pozwoliłem Ci używać moich farb, ale na drewnie, a nie na
glinie. Ta podróbka materiału nie może nazywać się sztuką!
- Chciałam tylko zobaczyć jak wygląda połączenie tych dwóch
całkowicie różnych i pięknych pod innym kątem technik.
- Tych technik nie powinno się łączyć! Tak można otrzymać
jedynie coś koszmarnego, ta glina będzie psuła wygląd mojego drewna!
- Mówiłem, że to nie najlepszy pomysł, bo Cię zabije jak
tylko się dowie, że używałaś jego farb.
- Nigdy bym jej nie skrzywdził za to, że użyła czegoś nie
tak jak chciałem.
- Nie znałem Cię od tej strony Sasori.
- Chodzi o to, że moje twory są sztuką, a twoje Deidara, marną
podróbką jej!
- Dobrze. Skoro uważasz, że jestem na tyle głupia, by
mieszać te dwa style to przyjdź do mnie do pokoju. Zobacz ich połączenie i
jeśli uważasz, że razem nie mogą występować to po prostu to zniszcz, bo będzie
to znaczyło, że nie potrafię być twórcza, że umiem tylko tworzyć to czego się
nauczę, ale nie umiem tego ułożyć i wykorzystać.
- Nie chciałem Cię obrazić.
- Ale to zrobiłeś swoim wybuchem.
Sasori uspokoił się wziął kilka oddechów i z przepraszająca
miną poszedł za mną do mojego pokoju, a za nim Deidara. Pokazałam im na biurko
gdzie było moje dzieło, o ile było to dzieło, bo po słowach Sasoriego zwątpiłam
czy on mówił ogólnie, czy po prostu się wygłupiłam i jest to coś koszmarnego. Usiadłam
na łóżku, opierając się o ścianę plecami, zamknęłam oczy i czekałam na werdykt.
Dodatek – z
perspektywy Sasoriego
Byłem na nią wkurzony i to maksymalnie. Wykorzystała moją
sztukę i połączyła ja z tworem Deidary! On nawet nie umie odróżnić prawdziwej
sztuki i uważa, że wybuch jest jej najlepszym określeniem. HA! Niedoczekanie
jego. Jeśli wybuch jest najlepsza formą sztuki to ja jestem daltonistą. Byłem
urażony i zły, ale było mi trochę głupio za słowa które powiedziałem. Miałem
wrażenie, że ona myślała, że nas uszczęśliwi, a ja na nią nawrzeszczałem zanim
cokolwiek zobaczyłem. Miała rację, że powinienem najpierw to ujrzeć, ale będę
miał dylemat. Nie chcę psuć tego co pomagałem jej tworzyć, a wątpię by
wyglądało to dobrze razem z jego tworem. Z drugiej strony jeśli tego nie
zniszczę jeśli jest złe to będzie to tak jakbym
popierał jej pomysł i uznał, że jest to dobre. Nie potrzebnie ona to
mówiła, ale też niepotrzebnie ja się unosiłem. Wszedłem do jej idealnie
czystego pokoju i spojrzałem na biurko
gdzie stała jej praca. Z daleko widziałem jedynie dyktę na której stały
figurki. Podszedłem bliżej i skamieniałem. Jej praca była genialna! Praca
Deidary to muszę przyznać, momentami była bardziej realistyczna od mojej, ale
moje rzeźby wyglądała jakby żyły. Patrząc na to co tutaj widziałem miałam
wrażenie jakby ktoś zrobił pauzę na chwilę i jakby zaraz znowu wszystko miało
ruszyć, zacząć chodzić i skakać. Na środku i prawie z przodu widziałem
siedzącego lwa z imponującą grzywą i przytulającą się do niego lwicę z wypisaną
miłością na mordce obok nich było odpoczywające lwiątko i drugie siedzące na
drzewie i się uśmiechające. Drzewo było zrobione z gliny w czasie gdy lew na
nim z drewna. Po ich prawej stronie była rodzinka tygrysów. Dumnie chodząca
tygrysica i ryczący tygrys. Mały tygrys idący do rodziców, ale odwracający głowę
do tyłu, by spojrzeć na swoją siostrzyczkę wyglądającą zza kamieni. Po lewej
stronie lwów była rodzina lampartów. Ojciec skradający się i matka patrząca w
dal a na ziemi dwójka małych, stojąca dziewczynka i patrzący na nią ze strachem
chłopiec. Za Lwami znajdowała się rodzinka panter. Pani warcząca i rozciągający
się pan, małą panterkę leżącą między nimi i jej brata, który próbował rozciągać
się jak ojciec. To wszystko było świetnie rozłożone, rozplanowane i świetnie
się dopełniało. Spojrzałem zaskoczony na Deidarę, który stał koło mnie i
widziałem u niego równe zdziwienie i zafascynowanie jak u mnie. Zauważył, że na
niego patrzę i odezwał się zza zaciśniętych ust.
- Nie pozwolę ci tego zepsuć.
- Nie mam takiego zamiaru. Pomimo tego, że nigdy tego co
robisz nie nazwał bym sztuką, to to co ona stworzyła jest jeszcze lepsze od
jakiejkolwiek sztuki. Nie powinienem na nią wrzeszczeć.
- To ją przeproś.
- Jak?
- Stary, to było pytanie retoryczne?
Spojrzałem na niego trochę zły i odwróciłem się w stronę
Ituki. Opierała się o ścianę i miała zamknięte oczy. Wyglądała jakby na czymś
myślała. Podszedłem do niej i dotknąłem jej ramienia by na mnie spojrzała.
Wyglądała jakby dopiero się obudziła, ale osiągnąłem efekt i spojrzała na mnie.
- Już zniszczone?
- Nie, nie będę tego niszczył. Chciałem Cię … przeprosić. Głupio
się zachowałem. Powinienem najpierw to zobaczyć i nie powinienem na Ciebie
krzyczeć. Twoja praca jest genialna! Po prostu nie umiałem sobie wyobrazić
gliny i drewna na jednej płaszczyźnie.
Patrzyła na mnie zaskoczona, ale chyba zadowolona.
Podziękowała mi i przytuliła mnie czym zaskoczyła zarówno mnie jak i Deidare.
Powiedziała, żebyśmy już poszli bo zaraz mamy misje i dała jednemu i drugiemu
całusa w policzek na pożegnanie. Obydwoje zszokowani wróciliśmy do pokoju.
Spakowaliśmy się i ruszyliśmy na misję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz