Weszliśmy po schodach na górę, a
potem poszliśmy prosto przed siebie i zamiast skręcić jak do jego gabinetu w
prawo, weszliśmy do pokoju po lewej. Chociaż słowo pokój jest
niedopowiedzeniem. Zobaczyłam ogromny salon. Po lewej stronie na końcu
widziałam kilka kanap, stół i wielki plazmowy telewizor z mojego świata, byłam
tylko ciekawa jak niby odbiera on programy. Przede mną była kolejna kanapa i
stół przed nią, a obok niej wielka wieża stereo. Natomiast po prawej stronie w
kącie było kilka pojedynczych foteli ustawionych w linii prostej do rogu i od niego stały
kolejne fotele prostopadle do tych pierwszych. W sumie było czternaście foteli
i jeden większy na środku. Część miejsc była pozajmowana przez pozostałych
członków. Po kolei siedział tam Deidara, Zetsu, Sasori i Konan. Naprzeciwko
nich na środku siedział Pain. Zajęliśmy pozostałe miejsca koło tamtej czwórki.
Razem z Liderem była nas jedenastka, więc trzy fotele zostały puste. Wszyscy
oczywiście patrzyli na mnie. Byłam niemal gwiazdą wieczoru. Przewróciłam oczami
i zanim cisza zrobiła się nie zręczna zaczęłam mówić.
- Cześć wszystkim. Jestem Ituka
Uzumaki. Po co tu robię i po jaką cholerę tu jestem zaraz dowiecie się od
Paina.
- Wcześniej Ci tego nie mówiłem,
więc powiem teraz. Dla Ciebie jestem Liderem, a nie Painem. Nie mów do mnie po
imieniu!
- Postaram się zapamiętać, może mi
nie ucieknie ta informacja.
Pain zaczął zgrzytać zębami, ale
szybko się opanował i zaczął mówić spokojnym głosem.
- Od teraz Ituka jest oficjalnym
członkiem naszej organizacji.
- Według niego.
- Dostanie płaszcz, ale nie mam
dla niej pierścienia.
- I tak nie będą potrzebne.
- Na razie nie będzie chodzić na
misję i będziecie pilnować, żeby nie uciekła.
- Jakbyście mogli coś na to
poradzić.
- Mogłabyś się wreszcie zamknąć! Dadzą
radę Cię upilnować. Nie jesteś wszechmocna, nie możesz sobie stąd wyjść od tak.
- Teraz nie. Za kilka tygodni
spokojnie będę mogła sobie stąd wyjść. Nie zostanę tu dłużej niż to potrzebne,
bo rodzina i przyjaciele się o mnie martwią.
- No właśnie. Zostawiliśmy tamtych
knypków samych w domu. Nie przetrwają tam nocy, ta buda się lewo trzyma, a
zapowiadali burzę.
- Nic im się nie stanie.
- Nie martwisz się o własną
rodzinę?
-Martwię. Dlatego dałam się
zaciągnąć do tamtego lasu zostawiając im wskazówki jak mają wrócić do domu.
Teraz pewnie są już na miejscu.
- Ale jak to?
- Miałam zegarek z kompasem i
prędkościomierzem. Jestem dobra z matematyki. Obudziłam się już w samochodzie i
kontrolowałam kątem oka drogę. Zapisywałam drogę Jankowi na ręce, razem z
informacją ile metrów bądź kilometrów przejechaliśmy. W drodze powrotnej
musieli to czytać na odwrót i poruszając się z moim zegarkiem i kasą którą im
dałam przy pożegnaniu dotarli już pewnie do domu.
- To to mu mówiłaś w tym dziwnym
języku.
- Tak, powiedziałam też, aby na
mnie nie czekali i uciekli jak najszybciej i jeśli to możliwe wsiedli po drodze
w jakiś autobus, aby szybciej dotrzeć do domu.
- Spryciula.
- Odbiegamy od tematu!
- A na czym skończyliśmy?
- Na tym, że nie możesz stąd
uciec! Nawet nie znasz drogi.
- Znam.
- Jak to? Nie wierzę. To niby jak
stąd wróciłabyś do domu, albo chociaż powiedź mi jak przejść przez labirynt na
górze.
Zamknęłam oczy i przypomniałam
sobie wierszyk, a potem mówiąc go od końca i zamieniając każde lewo na prawo
zaczęłam mówić.
- Po schodach dwadzieścia kroków,
w lewo czterdzieści dwa kroki, w prawo, sześćdziesiąt kroków, tak jakby po
okręgu w prawo pięćdziesiąt kroków, lewo dwadzieścia pięć, prawo czterdzieści,
lewo trzydzieści kroków i wychodzę stąd.
- Niezła jest, mi zapamiętanie
drogi zabrało tydzień, a nie miałem zasłoniętych oczu.
- Jak udało Ci się zapamiętać
drogę?
- Dobra intuicja i spryt, ale mam
wrażenie, że odbiegamy od tematu.
- A tak, tak. Zgromadziłem was
dzisiaj tu, abyście przyjęli ją jako nowego członka. Jako, że Itachi jest
najbardziej z was wszystkich opanowany to od dzisiaj będzie ona spała z nim w
pokoju, a Kisame zostaje przeniesiony do wolnego pokoju za salonem. Itachi jesteś
odpowiedzialny tymczasowo za nią i za to by pokazać jej gdzie jest stołówka,
kuchnia, łazienka i pokoje innych osób. Na dół może schodzić tylko z Kakuzo,
tobą, Sasorim lub za moim pozwoleniem, a w górę może iść tylko i wyłącznie za
moim pozwoleniem i to z kimś. Chciałbym też się dowiedzieć, jak to możliwe, że
dziewczyna raptem osiemnastoletnia.
- Jeszcze nie mam osiemnastki.
- Milcz! Jak to możliwe, że
pokonała dwóch najlepszych moich ludzi.
- Zaskoczyła nas.
- Bo ona ma dużo chakry i wrodzone
umiejętności. Ma zapisane w głowie techniki i może je odtworzyć jak tylko je
zobaczy na własne oczy lub w pamięci innych osób.
- Dobra, a jak to możliwe, że
siedzisz tutaj zdrowy tak samo jak Kisame, kiedy przed chwilą ledwo byliście
przytomni. Z tego co kojarzę to Kakuza miał mało chakry i nie mógłby uzdrowić
was aż tak, by nie został wam choć jeden siniak.
- Ona nas uzdrowiła.
- Pozwoliłeś się uzdrowić przez
osobę z którą walczyłeś?
- Tak. Po za tym Kakuza jej zaufał
to czemu ja miałem tego nie zrobić.
- Zaufałeś jej?
- Ona miała chakrę, ja nie. Ona
miała umiejętności, które mam ja. Gdyby ich zabiła, to sama zostałaby martwa, a
jeśli nie spróbowałbym to oni nie przeżyliby nocy, chyba, że w jakiś cudowny
sposób szybciej zregenerował by mi się zapas chakry, bo jak na razie przez
truciznę, której nie zdążyłem zneutralizować, chakra odtwarza mi się dziesięć
razy wolniej.
- Dobrze, a dlaczego Hidan ma
rozkwaszony nos?
- Bo się o to prosił.
- Sprowokował ją.
- Przypomnij mi Liderze, abym
nigdy więcej nie dawał Hidanowi do ręki moich wynalazków.
- A to dlaczego?
- Pamiętasz te kajdanki co Ci
pokazywałem i dałem Hidanowi na misję?
- Tak.
- No i pamiętasz jakie dałem mu
ograniczenie?
- Tak. Mówiłeś, żeby ustawiał
najwyżej na sto, bo może usmażyć drugą osobę w zależności od jej odporności.
- No, a on ustawił na pięćset i ją
tym poraził, zeszła jej cała skóra z szyi i nadgarstków. Było widać czyste
mięso, osmalone i zakażone i w niektórych miejscach fragmenty kości. Cud, że w
ogóle żyje, normalna osoba już dawno by zwariowała lub umarła z przegrzania.
- Hidan! Powaliło cię? Co Ci do
tego durnego łba odbiło, aby lekceważyć jego zalecenia! Równie dobrze mogłeś
użyć mniejszego ładunku! Też by podziałało! To, że ty jesteś nieśmiertelny to
nie znaczy, że wszyscy są! Mogłeś ją zabić i stracilibyśmy najważniejszą kartę
przetargową! Ona jest bardzo silną osobą i równie dobrze mogłaby Cię
rozsmarować na tej ścianie i udowodnić, że jednak jesteś śmiertelny!
Lider kipiał z wściekłości.
Wyobraził sobie co to by było gdyby się okazało, że zginęłam. Jak byłby
wściekły Kabuto. Jak szybko dowiedzieli by się ludzie o ich organizacji. Jak
wszystko koszmarnie się by dla nich skończyło. Postanowiłam zainterweniować, bo
by się okazało, że Hidan jednak jest śmiertelny, a Liderek by to udowodnił.
- Głodna jestem. Narada się
skończyła, więc nie mógłby ktoś zrobić kolacji i odpuścić jemu gadaniny?
- Dlaczego go bronisz, mógł Cię
zabić lekkomyślnością!
- Głupoty z głowy nie wybijesz.
Jeżeli raz się tak zachował to będzie powtarzał tego typu zachowania, a to czy
na niego nawrzeszczysz czy dasz mu karę nic nie zmieni, bo on i tak dalej
będzie robił to co chce. Nie umie żyć inaczej i nie zmieni się przez jedno
twoje życzenie.
- Jeśli tak bardzo chcesz go bronić
i jesteś głodna to zrób nam wszystkim kolację. Masz na to dwadzieścia minut jak
się spóźnisz to gotujesz, zmywasz i sprzątasz do końca tego miesiąca!
- Nie martw się wyrobię się to
tylko kolacja.
Uśmiechnęłam się do wszystkich i
machnęłam na Itachiego, aby zaprowadził mnie do kuchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz