Menu

Zawieszam

Zawieszam!
Natłok obowiązków powoduje, że mam mało czasu.
Aby znaleźć czas na pisanie trzeba znaleźć motywację.
Z kolei ona pojawia się dopiero, gdy dostanę dowód, że ktoś czyta - komentarz.
Jedynie, gdy jakieś przybędą, to pojawią się kolejne rozdziały.
Tak więc to od was zależy, kiedy coś nowego napiszę.
Ps: Zgubiłam listę osób zainteresowanych nowymi rozdziałami. Dlatego jeśli ktoś chce być na bieżąco informowany o nowościach to proszę o komentarz pod ostatnim rozdziałem, wraz ze wskazaniem miejsca, gdzie mam się odzywać. ;)

sobota, 26 października 2013

Rozdział 46

Obudziłam się cała obolała i zmęczona. Z westchnieniem wstałam z łóżka. Obito już nie spał, ale czekał na mnie. Pokiwałam mu głową i udałam się do łazienki. Szybko się ogarnęłam i poszliśmy na śniadanie. Gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia to spojrzenie wszystkich powędrowało w naszą stronę. Uśmiechnęłam się do nich szeroko i usiadłam na swoim starym miejscu. Spojrzałam z pytaniem na Hidana, ale zanim zdążyłam się odezwać to westchnął i przesiadł się, aby Obito zajął krzesło obok mnie. Niemal od razu Itachi przyniósł śniadanie wywołując u mnie radosny uśmiech. Przechodząc pocałował mnie w czubek głowy i przysunął się jak najbliżej mnie. Wszyscy byli głośni i radośni. Po posiłku udaliśmy się do salonu, gdzie Deidara zaczął mnie gonić, aby mnie połaskotać. Z piskiem zaczęłam przed nim uciekać wywołując u wszystkich śmiech. Po kilku okrążeniach potknęłam się i poleciałam na podłogę. Deidara wykorzystał to, aby zaczął mnie łaskotać. Próbowałam mu uciec, ale zbyt zwijałam się ze śmiechu. W pewnym momencie przerwał. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Miał grobową minę i patrzył w okolice mojego brzucha. Zerknęłam w tamtym kierunku. Bluzka mi się podniosła i było widać bandaż. Czym prędzej ją poprawiłam i wstałam, by usiąść między Itachim, a Sasorim.
- Co ci się stało?
Spytał Deidara zatroskany i zły.
- Nic.
Wzruszyłam tylko ramionami, a Itachi odwrócił wzrok. Widziałam, że w Deidarze się niemal gotuje, ale cudem udało mu się opanować. Dopiero, gdy zaczął normalnie się zachowywać to udało mi się rozluźnić. Obito siedział z boku osamotniony. Nawet nie próbował z nami rozmawiać. Było mi go trochę szkoda, ale trochę czasu potrzeba, aby zapomnieć o tym co było.
W nocy miałam problem z zaśnięciem. Zbyt wiele spraw, problemów krążyło mi po głowie. Chyba tylko to pozwoliło mi zmniejszyć szkody, bo kątem oka udało mi się dostrzec biały miecz lecący w naszym kierunku. Próbowałam go odbić ręką, ale była to glina Deidary, która wbiła mi się w ramie. Zobaczyłam żółtowłosego, gdy chciał to zdetonować. Widząc w kogo trafił rozłączył dłonie. Pomógł mi to wyjąć i zabandażować mnie.
***
Minął już tydzień odkąd wróciłam do organizacji i z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Dzisiaj był ostatni dzień oczyszczania im umysłu i rankiem będę mogła w końcu się uzdrowić. Jeśli tej nocy ktoś nie przesadzi. W organizacji niby wszyscy byli weseli i zadowoleni. Jeśli jednak przestało się zwracać na nich uwagę. Chociaż na chwilkę. To zaczynali być strasznie zamyśleni. Weszłam do salonu razem z Obito. Nie było jedynie władczej dwójki. Zetsu jak tylko mnie zobaczył to podszedł do mnie całkowicie mnie zaskakując.
- Chciałbym cię o coś zapytać.
- Tak?
Byłam jeszcze bardziej zdziwiona.
- Dlaczego dajesz sobą pomiatać?
- Słucham?
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. Z dnia na dzień masz na sobie coraz więcej bandaży. Każdy z tej organizacji zaczyna trząść się ze złości planując jak zabić za to Obito, a ty nic z tym nie robisz!
- Słucham?
Nie do końca rozumiałam w pierwszej chwili o co mu chodziło, ale potem mnie olśniło.
- To nie Obito jest winny tych obrażeń.
Teraz to ja go zaskoczyłam.
- Słucham?
- Czy naprawdę wszyscy myślą, że to przez Obito?
Pokiwał niepewnie głową. Rozbawiona podeszłam do kanapy na której wszyscy siedzieli. Chyba zrozumieli, że chcę coś powiedzieć, bo przerwali rozmowy.
- Muszę wam coś powiedzieć. Myślałam, że już o tym wiecie, ale jednak się myliłam. Ochraniam Obito. Przebywam z nim dużą ilość czasu, ale to nie on jest winny temu, że jestem ranna.
Na twarzach kilku z nich widziałam ból, u innych szok, u niektórych także gniew.
- Mogłabyś chociaż na chwilę przestać go bronić!
- Naprawdę sądzisz, że potrafiłabym go chronić, gdyby każdej nocy mnie ranił?
Zadałam na pozór łatwe pytanie, ale przynajmniej uciszyłam Hidana.
- W takim razie skąd masz obrażenia?
Nie dał się zbić z tropu Zetsu. Odwróciłam głowę na bok. Nie wiedziałam ile powinnam powiedzieć, oraz jak to zrobić.
- To moja wina.
Szepnął cicho Itachi skupiając na sobie uwagę wszystkich.
- Byłem zły na Obito. Chciałem go zabić. Pierwszego dnia, go zaatakowałem. Ituka nie miała dość siły, aby się obronić, więc oberwała w brzuch.
Szok jaki malował się na ich twarzach, był niemal nie do opisania.
- To też moja wina.
Odezwał się Deidara.
- Widząc bandaż nie wytrzymałem i zamiast próbować się czegoś dowiedzieć, zaatakowałem go w nocy. Zraniłem ją w rękę.
- Trzecia noc należała do mnie, rozciąłem jej udo.
Powiedział w miarę normalnym tonem Sasori. Potem odezwał się Kisame.
- Potem byłem ja, ale udało mi się w porę zatrzymać i jedynie dołożyłem jej kilka siniaków.
Kakuzu.
- Uszkodziłem jej nogi.
Nastąpiła cisza, gdy wszyscy próbowali to przetrawić.
- Czyli zostałaś zraniona w pięć nocy pod rząd przez tych, co próbowali się zemścić za twoje obrażenia.
Streścił Zetsu.
- Tak w sumie to tak.
- Ale i tak to wszystko jest moją winą.
- Nie bierz na siebie całej odpowiedzialności Itachi. Ja też ją zaatakowałem.
Próbował go bronić Sasori.
- Tak, ale ja to zrobiłem pierwszy uruchamiając łańcuszek nienawiści.
Przerwał mu Itachi. Miałam dość tego.
- Bardzo łatwo jest takie coś rozpocząć. Trudno skończyć. Zazwyczaj mści się ta osoba, która otrzymała najwięcej szkód. W tym wypadku wy cierpieliście bardziej, bo zależy wam na mnie. Nawet przez chwile nie próbowaliście zastanowić się nad innym rozwiązaniem. Z góry przyjęliście, że to on za wszystkim stoi.
- Pośrednio tak, bo to on był celem.
- Ale bezpośrednio nie, bo ataki wyszły od was.
Zganiłam Deidarę, który próbował dalej wszystko na niego zrzucić.
- Próbowaliście chociaż go poznać? Zrozumieć jaki jest naprawdę, gdy w końcu może być sobą?
Nikt z nich nie odpowiedział. Westchnęłam z rezygnacją i wyszłam z organizacji. Usiadłam na kamieniu przy jeziorku i patrzyłam na okręgi tworzące się na wodzie.
- Zawsze chciałem cię tutaj przyprowadzić.
Spojrzałam w stronę głosu na Itachiego.
- To jest piękne miejsce.
Szepnęłam zauroczona. Usiadł blisko mnie, na tyle, że nasze uda się stykały.
- Zostawiłaś go samego.
- Umie się sam obronić.
- To dlaczego wcześniej go chroniłaś?
- Bo nie dałby rady stawić czoła całej organizacji.
- Teraz by dał radę?
- Jesteś tu ze mną, więc mam pewność, że nie będzie walczył ze wszystkimi.
Itachi uśmiechnął się do mnie smutno.
- Zakazałaś nam go atakować i zostałaś w organizacji, aby się upewnić, że wszyscy posłuchają. Od początku było jasne, iż jeśli ktoś ewentualnie się na to odważy, to będą to jedynie pojedyncze ataki z zaskoczenia.
- Wiem.
- To dlaczego nie pozwoliłaś, aby sam się obronił?
- Bo by tego nie zrobił.
-Dlaczego? Mówiłaś, że dałby radę.
- Tak. Posiada tyle siły, że mógłby to zrobić. Ale nie patrzysz na jeden aspekt, czy by chciał.
- A dlaczego miałby nie chcieć?
- Bo nienawidzi siebie jeszcze bardziej niż wy jego.
Zszokowałam Itachiego tym oświadczeniem.
- Ale na sali się obronił.
- Wtedy był rozproszony i zareagował intuicyjnie, bezmyślnie. Później już się pilnował.
- Teraz już by się obronił.
- Mam nadzieję, że udało mi się przekonać go, iż więcej pożytku będzie jeśli odpokutuje swoje uczynki, niż gdyby zginął.
- Nie boisz się, że znowu będzie taki jak kiedyś?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo zdążył wyzbyć się nienawiści. Dużą rolę w tym miał mój ojciec. To dzięki niemu zrozumiał niektóre sprawy.
- Twój ojciec miał dar zmieniania ludzi. Wiele osób mu zawdzięcza to, że teraz są dobrzy, choć byli źli.
- Wiem. Staram się działać podobnie jak on, ale obawiam się, że nie mam tego czegoś. Jestem zbyt naiwna i mam wrażenie, że czasami widzę więcej niż jest.
- Widzisz to, czego nie widzą inni. To nie jest złe. Dzięki temu potrafiłaś nas zmienić na lepsze.
- W większości to mój ojciec, lub wasi bliscy was zmienili. Ja tylko wam przypomniałam ich nauki.
- Zrobiłaś coś innego. Dałaś nam nadzieję na przyszłość. Większość ludzi nie wie kim jesteśmy i dzięki temu możemy zacząć od nowa.
- Pięknie to brzmi. Gdyby nie fakt, że przez to stoicie w miejscu. Nie macie już więcej celu w życiu.
- A czy trzeba mieć cel, gdy ma się już wszystko?
Spojrzałam zaskoczona na Itachiego.
- Sprawiłaś, ze zrozumieliśmy, iż nic więcej oprócz naszej obecności do szczęścia nam nie potrzeba.
- A Lider? On nie będzie potrafił żyć bez celu.
- Masz rację.
Odezwał się Pain zaskakując naszą dwójkę.
- Dużo słyszałeś?
Spojrzałam na niego speszona.
- Kilka ostatnich zdań. Mimo tego co sądzi Itachi musimy sobie znaleźć nowe zajęcie, aby przynajmniej postarać się odpokutować to co zrobiliśmy. Odkąd zwróciłaś mi pamięć to dużo o tym myślałem, ale nie mogę dłużej działać tak jak do tej pory. Świat się zmienił i my się zmieniliśmy. Nikt nas nie zna. Zamierzam przestać się ukrywać i wrócić do nazwy Akatsuki. Tylko tym razem będziemy znani z innej perspektywy. Będę próbował dogadać się z wioskami, aby dali nam możliwość zarobku, poprzez eliminację najgorszych oprychów z okolicy. Tylko zabijając lub wtrącając za kratki tych złych możemy przywrócić porządek.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko. To był duży krok w przód.
- Na początek skontaktuję się tylko z tymi najbliższymi wioskami. Będę miał nadzieję, że to pomoże nam się rozreklamować. Być może znowu staniemy się znani, tylko tym razem z tej dobrej strony.
- Jeśli będziecie mieli jakieś problemy z osobami, które was będą znały to skontaktuj się ze mną, aby to jakoś załagodzić.
Pain pokiwał mi głową.
- Kiedy wracasz do wioski?
- Planuję wyruszyć jutro bliżej wieczora. Rankiem następnego dnia będę na miejscu.
- Dobrze. Musisz jak najbardziej przekonać do siebie ludzi. Teraz tym bardziej potrzebujemy kontaktów. Zamierzam też poszerzyć siatkę szpiegów, aby znaleźć Kabuto, albo jego syna.
- On ma syna?
- Wspominał o tym kilka razy, ale nikt go nigdy na oczy nie widział. Nie wiem, na ile to prawda, ale wydaje mi się, że tak.
Pokiwałam głową. Przynajmniej mieliśmy już jakiś zarys planu. Wróciliśmy do organizacji, aby powiadomić wszystkich o tym co będzie dalej. Po raz ostatni oczyściłam im pamięć i położyłam się spać.
- Jeszcze raz ci dziękuję.
Nawet nie otwierałam oczu na słowa Obito.
- Nie ma za co.
- Zaakceptowali mnie, oraz udało mi się pogodzić z samym sobą.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Najwyższa pora.
- Dziękuję,
- Idź już spać.
Nic więcej nie powiedział.

1 komentarz:

  1. Świetnego prowadzisz bloga. Wczoraj go znalazłam, a dzisiaj już wszystko przeczytałam. Niestety ubolewam, ponieważ liczę na parę Ituka + Obito ;D. Gdyby nie ten fakt, wszystko mi się podoba ^^ Pisz jak najwięcej, jak najdłużej i jak najczęściej ^^ Powodzenia w dalszym pisaniu ;3.

    OdpowiedzUsuń