Menu

Zawieszam

Zawieszam!
Natłok obowiązków powoduje, że mam mało czasu.
Aby znaleźć czas na pisanie trzeba znaleźć motywację.
Z kolei ona pojawia się dopiero, gdy dostanę dowód, że ktoś czyta - komentarz.
Jedynie, gdy jakieś przybędą, to pojawią się kolejne rozdziały.
Tak więc to od was zależy, kiedy coś nowego napiszę.
Ps: Zgubiłam listę osób zainteresowanych nowymi rozdziałami. Dlatego jeśli ktoś chce być na bieżąco informowany o nowościach to proszę o komentarz pod ostatnim rozdziałem, wraz ze wskazaniem miejsca, gdzie mam się odzywać. ;)

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 22



Gdy wstałam to było jeszcze tak wcześnie, że przez okno widziałam wschód słońca. Tak… okno. Powinnam zacząć myśleć o ucieczce, ale jakoś dziwnie nie mogę. Patrząc na nie wiedziałam, że nie mogłabym wyjść dzięki niemu. Jest dość małe, ale dałabym radę przez nie wyjść, problemem jest to, że za oknem widać jedynie wielką przepaść. Z tego co zdążyłam się zorientować. Z całej organizacji tylko dwa pokoje mają widok na świat zewnętrzny. W moim i w pokoju Kisame. Widok mam piękny, ale i tak nie można wykorzystać tego jako drogę ucieczki. Wychyliłam się raz przez nie i zobaczyłam, że w górę ciągnie się ściana przez jakieś dwa kilometry, w dół też coś koło tego. Centralnie przed oknem widać wielki wąwóz, którego  dnem płynie rzeka i spada wodospadem jakiś kilometr później. Po lewej i prawej stronie normalny grunt i trawę widać dopiero po jednym lub nawet dwoma kilometrami. Jedno było pewne, nie dam rady tędy wyjść, jeśli nie nauczę się latać, a to może być dość oporna metoda. Jeżeli by się coś nie udało to zginęłabym. Jak nie przez skały, to przez zderzenie z wodą, jej nurt, wodospad, lub to co jest za nim. Musiałabym mieć wielkie szczęście by to przeżyć. Wejść po skale na górę nie dałoby się. Puściłam na próbę mojego klona, który po chwili zleciał. Wspinać się nie da, bo skała jest prawie gładka, a używając chakry też się nie da, bo skała jest jakoś dziwnie namagnetyzowana i w jej pobliżu, ale tylko na zewnątrz nie można używać chakry. Wyglądałam jeszcze przez chwilę przez okno wychylając się przez nie i pozwalając by po moich włosach biegał wiatr, aż poczułam na plecach czyjąś rękę.
- Wybierasz się gdzieś?
Odwróciłam się. Za mną stał Itachi i patrzył na mnie bez wyrazu.
- Jeszcze nie. Tędy się nie da. Będę musiała wyjść innym sposobem.
Uśmiechnęłam się do niego niemal smutno i udałam się do łazienki. To teraz nie czas, aby myśleć o ucieczce. Na początek muszę zrobić imprezę dla Konan i się wzmocnić. Mimo pozorów wiele mogę się tutaj nauczyć. Obmyłam twarz wodą i włączyłam na chwilę ByakuSharingan. Miałam wrażenie jakby wyglądał trochę inaczej niż poprzednio. Zaczęłam się wpatrywać w moje oczy i przy szarych kreskach widziałam czarny obwód. Byłam pewna, że wcześniej tego nie było, ale nie do końca byłam przekonana. Co mogło wpłynąć na to by moje oczy się zmieniły? Mangekyou Sharingan! Jak Itachi mnie zaatakował to czułam wielki ból, ale nic więcej.  Nie jestem jakąś masochistką nie podobało mi się to, ale widziałam, że toczy on jakąś wewnętrzną walkę z samym sobą i niezbyt chciałam wpływać na jego decyzję. Czy to możliwe, że mój Sharingan się przez to rozwinął? Nie zastanawiając się już więcej zaczęłam myśleć o Mangekyou Sharingan, powtarzając to cały czas. Łezki w moich oczach zaczęły się kręcić coraz szybciej w prawo. Widać było tylko szary kolor, ale po chwili czarna obwódka pochłonęła poprzednią szarość. Łezki powoli przestawały się kręcić. Zmieniły cały swój kolor na czarny i powiększyły się trochę. Moje rzęsy zgęstniały i wydłużyły się nadając mi niemal drapieżny wygląd. Rozejrzałam się po całej łazience i odkryłam  kilka zmian. Byłam w stanie zobaczyć wszystkie moje niedoróbki związane z tym pomieszczeniem. Zmrużyłam trochę oczy i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam schowek tak jakby ściany nie było. Spojrzałam w drugą stronę i widziałam mój pokój. Skupiłam się bardziej i przebiłam się wzrokiem jeszcze dalej widząc śpiącego Tobiego i Hidana. Skupiłam się jeszcze bardziej i zobaczyłam pokój artystów, jeszcze i zobaczyłam łazienkę, później też kuchnię. Mogłam patrzeć przez ściany jakby ich wcale nie było! Powróciłam do normalnego patrzenia, tylko w obrębie łazienki. Ten atak Itachiego ma same plusy! Denerwowało mnie tylko to, że ciągle słyszałam dziwne brzęczenie jakby mówiło kilka osób na raz. Zaintrygowana zamknęłam oczy i ze zdziwieniem odkryłam, że są to głosy wszystkich osób z tej organizacji. Skupiłam się na głosie Itachiego i stwierdziłam, że to nie są jego słowa, a myśli. Szybko skupiałam się po kolei na innych osobach widząc ich sny. Zaintrygował mnie sen Kisame, który w myślach zastanawiał się nad tym jak bardzo ta organizacja się zmieniła. Chciałam usłyszeć więcej i po chwili poczułam się jakby fala tsunami zalazła moją głowę. Dostały się do mnie wszystkie dalsze wspomnienie i myśli Kisame przed tym, jak dostał się do Akatsuki. Poznałam część jego życia w ciągu sekundy. Było mi trochę głupio, że tak włamałam się do jego głowy bez pozwolenia, ale zrobiłam to niechcący. Odrzuciłam te myśli na bok i nawet nie próbowałam się nic o nim dowiedzieć. Były to wspaniałe umiejętności. Muszę tylko nauczyć się je wykorzystywać. Byłam ciekawa czy jeszcze coś potrafię, ale nie miałam pomysłu czego mogę spróbować. Wyłączyłam moje nowe oczy. Wyszłam z łazienki przebrana i odświeżona lekko. Itachi siedział na łóżku, opierał się plecami o ścianę i patrzył za okno na słońce które już wstało. Wyglądał na zamyślonego i smutnego. Usiadłam koło niego.
- Wszystko gra?
- Tak.
- A jednak mam wrażenie, że jesteś smutny.
- To nie twój interes!
Warknął na mnie wściekły, ale ja niezrażona spojrzałam się prosto w jego oczy, gdy przekręcił twarz w moją stronę. Opuścił powieki, westchnął i odsunął się trochę od ściany by położyć się na łóżku.
- Przepraszam… Ostatnio mam problemy z ukrywaniem emocji.
- To ich nie ukrywaj.
- Za każdym razem gdy tracę nad nimi panowanie to ty na tym obrywasz.
- Nie przejmuj się nauczyłam się żyć tak by nosić nie tylko swój ból, ale też zmartwienia innych. Wyduś to co cię męczy. Uwierz, będzie Ci lepiej.
- Nie zrozumiesz mnie.
- Nie dowiesz się tego jeśli nie spróbujesz.
- Nie jesteś w stanie mnie zrozumieć. Miałaś piękne życie na Ziemi, pozbawione cierpienia i trosk po za tym nie masz nawet osiemnastu lat!
- Nie zapominaj, że twoje ciało ma tylko dwadzieścia trzy lata. Z resztą jak każdego członka z tej organizacji.
- Ale umysł ma więcej.
- Jakie to ma znaczenie? Dojrzałości nie ocenia się poprzez wiek, czy miejsce urodzenia, a zachowanie człowieka. Chyba mi nie powiesz, że ty w wieku sześciu lat byłeś tak samo dojrzały jak twój brat gdy tyle miał.
- Masz rację. Przepraszam.
- Nie przepraszaj tylko powiedz co Ci ciąży na sercu.
- Wszystko. Całe moje życie. Miałem nieszczęśliwe, ale stabilne i zrozumiałe życie. Przyszłaś ty, nie wiem co zdarzy się jutro, mam ochotę robić rzeczy, których wcześniej nie miałem ochoty robić, ale dziwnym trafem czuję się z tym szczęśliwszy.
- Przepraszam, że się pojawiłam. To nie do końca był mój wybór.
- Ech… wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Czasami trzeba ponieść mnóstwo cierpienia, by doznać minutę szczęścia.
- Ty tego nie zrozumiesz. Zawsze jesteś taka uśmiechnięta i radosna. Wydajesz się bezproblemowa, momentami beztroska jak Tobi.
-Uwierz mi nie jest tak. Życie mnie nauczyło, że muszę dawać z siebie wszystko. Nie znalazłam osoby, oprócz mojej mamy, która się w tym wypadku nie liczy, która mogłaby mnie wesprzeć, która chciałaby mi pomóc gdy jestem smutna, która chciałaby mnie przytulić gdy miałam ochotę płakać, ale oczekiwali tego ode mnie. Nie mogłam sobie pozwolić na ból i łzy, ale musiałam pomagać innym się ich pozbyć. Płakałam, byłam smutna, nikogo przy mnie nie było, bo twierdzili, że sama sobie z tym poradzę. Oni płakali, byli smutni, gdy nie podeszłam to nie chcieli mnie znać. Pocieszyłam i przez najbliższy okres miałam z kim rozmawiać i się śmiać. Nauczyłam się już, że los nie równo wszystkich dzieli swoimi darami. Nauczyłam się śmiać, kiedy chce mi się płakać. Nauczyłam się uśmiechać, gdy ktoś niechcący lub specjalnie wbijał mi igły w serce. Nauczyłam się żyć z innymi ciągle będąc samotną. Byłam w tłumie, ale byłam tam sama. Przyjaciele mieli mnie, ale ja nie miałam przyjaciół. W przedszkolu było to jasno określone, wszyscy snuli się po kątach, rozmawiali i śmiali się, ale mi nie pozwolili przebywać blisko siebie, bo nie lubiłam osoby, którą oni wszyscy lubili. Wiem co to ból, smutek, rozpacz, nienawiść, bezradność. Wiem też jak sobie z tym radzić. Nigdy się nie poddałam  i poddać się nie zamierzam. Nie ważne co jeszcze mnie czeka, zawsze jest coś co mogę zrobić dla innych. Każda sytuacja ma co najmniej dwa wyjścia. Po prostu czasami nie dostrzegamy drugiego rozwiązania, lub nie podoba nam się ono. Pomimo wszystkiego co przeżyłam… odrzucenia i braku akceptacji ciągle żyje i dostrzegam radość w maleńkich szczegółach. Wystarczy uśmiechnąć się będąc w tłumie np. w autobusie i uszczęśliwić w ten sposób co najmniej tuzin osób, które też się uśmiechną. Uśmiech, który powraca cieszy podwójnie. Jeżeli jest człowiek otwarty na takie szczegóły to zawsze będzie radosny, nie zależnie od tego co przeżyje. Trzeba ciągle iść na przód, nie patrzeć wstecz, mieć nadzieję, że za zakrętem będzie lepiej i pamiętać, że zawsze może być gorzej.
Zamknęłam oczy i wzięłam kilka oddechów. Przed oczami przeleciało mi całe moje życie. Wszystkie ważne i szczęśliwe chwile, wszystkie smutne i bolesne. Uśmiechnęłam się trochę wymuszenie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Itachi patrzy się na mnie, więc rozciągnęłam swoje wargi jeszcze bardziej tym razem tworząc pocieszający i szczery uśmiech.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Usłyszałam kiedyś od pewnego człowieka mądre słowa. Powiedział, że „ Każdy ma na świecie drugą osobę, która jest dla niego stworzona. Takiego przyjaciela, bądź partnera, który będzie w stanie zrozumieć i pocieszyć. Jak jeszcze nie znalazłaś takiej osoby to spróbuj jej poszukać, bo potrafi ona sprawić radość i pocieszyć jak nikt inny.” Tamte słowa bardzo mnie poruszyły i raz na jakiś czas gdy spotykam kogoś kogo polubię to mówię mu coś o sobie i czekam na reakcje. Kiedyś w końcu znajdę kogoś kto mnie wysłucha. Tymczasowo byłam w stanie znaleźć tylko osoby, które o sobie umiały nawijać godzinami, chcąc bym je słuchała, więc to robiłam dodając co jakiś czas pojedyncze słowa. Potrafię zmieniać ludzi i rozweselać ich. Mogę nieść ludziom radość, ale nie jestem w stanie sama tego szczęścia dać sobie. Mogę sprawić, że wszyscy ludzie będę się lubić i ze mną rozmawiać, ale nie sprawię by szczerze polubili mnie.
Itachi patrzył na mnie zamyślony. Z westchnieniem wstałam i spojrzałam na zegarek. Wskazywał dopiero dziesiątą, ale słyszałam, że już wszyscy wstali.
- Idę zrobić śniadanie. Jakbyś zdecydował się jednak pogadać to powiedz mi. Potrafię ukoić każdy ból.
Poszłam do kuchni przygotować śniadanie. Myśli o przeszłości szalały mi po głowie. Odrzuciłam je wszystkie machnięciem ręki i zaczęłam myśleć o zbliżającej się imprezie sprawdzając, czy na pewno mam tarczę, bo głupio by było gdyby Pain dowiedział się o wszystkim wcześniej.
Dodatek z perspektywy Itachiego
Patrzyłem bezradnie na drzwi które zamykały się za Ituką. Wcześniej myślałem, że wymaga ona od nas byśmy byli beztroscy i weseli , bo sama miała cudowne życie mlekiem i miodem płynące, ale teraz? Mam wrażenie, że przeżyła ona tyle samo co my. Jak nie więcej. Długo mówiła i mówiła z sensem, sercem i tak, że zacząłem myśleć o własnym życiu. Zacząłem się zastanawiać nad tym co było, jest i będzie. Mam wrażenie jakby ona żyła tylko teraźniejszością. Tyle słów mi dzisiaj powiedziała, tyle smutnych rzeczy. Po jej słowach jestem teraz już pewien, że nie miała lekkiego życia, ale nie wiem co dokładnie się z nią działo. Mówiła bez szczegółów. Dowiedziałem się tak naprawdę tylko tego, że nie do końca była akceptowana i była przytłaczana problemami innych ludzi. Nie rozumiem tylko jak ona sobie z tym radzi? Mam wielki problem z samym sobą. Kiedyś miałem problem z tym o czym mam myśleć. Zrobiłem się nieczuły i egoistyczny. Ona pomimo przeciwności stała się przez nie bardziej twarda i niezależna. Wiecznie uśmiechnięta i radosna. Nie jestem pewny czy ja tak potrafię. W ciągu całego swojego życia dużo osób przeze mnie skończyło swój żywot. Zabiłem kilkadziesiąt osób w samym dzieciństwie! W ciągu całego życie zabiłem pewnie ponad kilkaset,  a jeszcze więcej przeze mnie straciło swoich bliskich, rodzinę, przyjaciół, sens życia. Pozbawiłem innych szczęścia dla własnych pobudek. Na początku mi to przeszkadzało, ale szybko się od tego odciąłem. Przestałem czuć wszelakie emocje, by nie czuć bólu. Nie mogłem sobie pozwolić na cieplejsze emocje do kogokolwiek, bo przez nie mógłbym zginąć. Przez poczucie winy zginąłem. Byłem tak zły na siebie za masakrę, którą zrobiłem, bo po części musiałem, że śmierć była dla mnie błogosławieństwem. Gdy powstałem zacząłem się bać śmierci. Zaczęło mnie przerażać co się może ze mną stać. Najbardziej bałem się jednak bólu. Nie chciałem czuć żadnych uczuć do kogokolwiek, bo to osłabia. Zaprzyjaźnił bym się z kimś i nie byłbym w stanie go zabić. Dokonywałbym złych wyborów i decyzji, a byłem tylko maszynką do zabijania. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że polubiłem ją, nawet chyba się w niej zakochałem. Chociaż obce jest mi to słowo, to muszę zacząć się z nim oswajać. Ona jest dla mnie wszystkich i powoli zaczyna burzyć mury, które ustawiłem wkoło mojego serca. Będzie mi teraz lżej, ale łatwiej będzie mnie zranić. Ech… będę musiał z nią porozmawiać. Stwierdziła, że umie złagodzić każdy ból. Wolę spróbować czy ma rację. Niż potem żałować, gdy stąd ucieknie. To zabawne, wcześniej nigdy bym nie stwierdził, że ktoś dołączy do nas, a jeśli nawet to, że uda mu się tu długo przeżyć, a ona? Nie dość że dołączyła, to pewnie jeszcze długo przeżyje, jest radośnie nastawiona, mówi ciągle o ucieczce i zaczynam być coraz bardziej pewny, że jej się uda. Ba… teraz nie zdziwiłoby mnie nawet gdyby wszyscy jej w tym pomogli. A jeśli nie zdąży uciec, to pewnie na tyle Lider ją polubi, że sam ją wypuści by wróciła do domu. Taa… kiedyś nawet bym o tym nie pomyślał. Teraz? Gdy ją znam? Tak, teraz jest to bardzo możliwe. Tylko w jednej rzeczy się myliła. Powiedziała, że to nie jest możliwe, aby ktoś ją szczerze polubił, ale mam wrażenie, że z tej organizacji wszyscy ją lubią. Kto wie może nawet Pain? Nie wiem, czy na Ziemi naprawdę nikt szczerze jej nie lubił, ale jestem pewien, że wśród nas znajdzie wielu przyjaciół. Boże… O czym ja myślę? To naprawdę świetne dla niej pocieszenie, że będzie miała przyjaciół wśród największych zabójców, morderców i osób bez serca. Chociaż z drugiej strony z nią jest jakoś lżej. Mniej się kłócimy. Tobi jest grzeczniejszy. Każdy raz na jakiś czas się uśmiecha. Otwierają się Ci co byli najbardziej zamknięci. Poczekajmy jeszcze trochę, a Lider będzie spokojny i nie będzie podnosił głosu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz