Minęło coś koło pół godziny zanim doszliśmy na miejsce.
Słyszałam jak Kakuzu coś szybko mówił i coś przed nami się otworzyło.
Wchodziliśmy chyba do jakiejś jaskini w dodatku po schodach. Postanowiłam
zapamiętać drogę jeżeli miałam kiedyś wrócić to muszę pamiętać drogę powrotną.
Liczby będą oznaczać ilość kroków, wyrazy zaczynające się na litery L i E
skręty w lewo, a na P i R skręty w prawo, pozostałe wyrazy miały dodawać sens
zdaniom. Słyszałam tylko jęki Hidana z pytaniem czy musimy iść okrężną drogę i
odburknięcie Kakuzu. Zaczęłam wymyślać zdania… Było trzydzieści panów, którzy czterdzieści zadań mieli. Dwadzieścia
pięć minut pielili trawnik, a w pięćdziesiąt podlewali lilie. Było sześćdziesiąt
Lilli, a w czterdzieści dwie minuty posadzili dwadzieścia kwiatków.
Wierszyk nie miał sensu, ale pozwalał mi zapamiętać drogę
jaką tu przyszliśmy. Potem zeszliśmy po schodach w dół poszliśmy prosto i w
prawo. Tam została mi zdjęta opaska, więc rozejrzałam się w koło. Byliśmy w
czymś przypominającym skrzyżowanie jaskini i domu. Ktoś w litej skale wykuł
pokoje, a oni dali do pokoi drzwi i oświetlenie. Mijaliśmy kilka zamkniętych drzwi
wyglądających trochę mrocznie, bo pomimo lamp które się paliły na korytarzu ni
to elektrycznych ni to z ogniem, ściany były wyrównane i pomalowane na czarno.
Wszystkie pary drzwi były ciemno brązowe i każde inne jakby często musiały być wymieniane.
Doszliśmy do ostatnich po prawej stronie i Kakuzu delikatnie, ale stanowczo w nie
zastukał. Po chwili usłyszeliśmy ciche i niemal wściekłe słowa Paina.
- Wejść! O co tym razem chodzi gamonie.
- Przyprowadziliśmy pannę Uzumaki.
Lider popatrzył na mnie zdziwiony i zaciekawiony wpatrywał
się we mnie jakby chciał się wszystkiego o mnie dowiedzieć tylko patrząc.
Przypomniałam sobie hipotezę, że może on czytać w myślach, więc skupiłam się na
tym by osłonić moje myśli murem, wielkim, ciężkim, kolczastym i z wieloma
pułapkami. Pain skrzywił się nieznacznie i zaczął mówić spokojnych i pewnym
siebie głosem po tym jak kazał reszcie wyjść i opatrzyć rannych.
- Witamy w naszej organizacji dla najbardziej utalentowanych
złoczyńców chcących zmienić świat na lepsze i wyeliminować wojny drastycznymi
sposobami. W ostatnim czasie ukrywamy się co prawda i jeśli kogoś atakujemy lub
pobieramy informacje to pod przebraniem, innym płaszczem też czarnym, ale w
czerwone łezki zamiast chmurki informujący o tym, że jesteśmy osobami
„podszywającymi” się pod Akatsuki, a nie nimi samymi. Każdy wierzy w to co chce
wierzyć, a ludzie bardziej wolą myśleć, że powstała nowa organizacja Fubuki jak
się każemy nazywać każdemu niewtajemniczonemu, niż że dalej żyjemy. Pięć lat
temu powróciliśmy dzięki Kabuto, a on w zamian chciał tylko abyśmy Ciebie
znaleźli i mu przekazali, ale od jakiś dwóch lat nie mamy z nim żadnego
kontaktu. Za oddanie Ciebie jemu miał dostarczyć nam trochę informacji, bo mamy
porządne braki w pamięci przez to, że miał on kłopoty z odbudowaniem naszych
ciał, a i tak dużo dla nas zrobił i znalazł nam tę kryjówkę. Uważam jednak, że
jest zwykłym bachorem, który raz zrobił coś pożytecznego. Tymczasowo próbuję
odbudować moje kontakty z właściwymi osobami, zdobyć fundusze, dowiedzieć się
jak najwięcej co się działo przez lata kiedy nas nie było. Wszystko to się zmieni
jeśli znajdziemy pożyteczny informacje, albo dowiemy się gdzie są demony, bo
jeśli tylko nadarzy się okazja to zamierzam je zdobyć wszelkimi możliwymi
sposobami. Zamierzaliśmy oddać Ciebie Kabuto, w zamian za informację, ale z
powodu, że nie mamy z nim kontaktu zdecydowałem się wcielić Cię do naszej
organizacji zwłaszcza patrząc na stan
dwóch naszych członków. Na razie będziesz tutaj siedziała po prostu, ale
później jak pokażesz, że możemy Ci zaufać, będziesz wysyłana na misję z
eskortą, abyś nam przypadkiem nie uciekła. Planujemy zrobić to co zrobić
mieliśmy, czyli stworzyć pokój. Problem polega na tym, że już nie wiemy gdzie
są demony i się pewnie nie dowiemy. Wiem natomiast, że masz niezwykłe zdolności
skoro udało Ci się zablokować mnie i nie wpuścić do swojej głowy, gdy chciałem
przejrzeć twoje myśli. Tobi zaraz tu przyjdzie i zaprowadzi Ciebie do naszego
małego szpitalika, gdzie zostaniesz uzdrowiona, a potem zostaniesz przydzielona
do jednego z pokoi podczas zebrania o osiemnastej. Możesz już iść.
- Rany. Jakie ty masz gadane. Mogłabym się założyć, że
mógłbyś tak mówić godzinami o tym jaka ta organizacja jest cudowna.
- Jesteś nowa, więc na razie dostaniesz tylko ostrzeżenie.
Pierwsze i ostatnie. Nigdy mnie nie prowokuj, nie podważaj mojego zdania i nie próbuj
nie okazywać mi szacunku!
- Mógłbyś mi zdjąć te kajdanki są strasznie niewygodne.
- Kakuzu Ci zdejmie przed leczeniem, a teraz idź Tobi Cię
zaprowadzi. Ech…. Ciągle tylko nie mogę sobie przypomnieć dlaczego ten dzieciak
tu jest skoro nie ma z niego żadnego pożytku, nic nie umie i nic nie robi. Może
kiedyś się dowiem. Wyjdź już!
Wyszłam trochę zdziwiona i zobaczyłam za drzwiami Tobiego
nonszalancko opartego o ścianę, ale od razu jak mnie zobaczył oderwał się od
niej jak oparzony i zaczął zachowywać się niemal jak dziecko. Złapał mnie za
rękę i ciągnął tam skąd przyszliśmy, korytarzem prosto do schodów. Ciekawiło
mnie tylko dlaczego Pain nic nie wie o nim. Z tego co kojarzę to podszywał się pod
Madarę Uchicha i jest jednym z najsilniejszych z tej organizacji. W dodatku
Pain powinien pamiętać kim on jest, a miałam wrażenie, że nie wie. Ciekawa
byłam tylko czy się dowie. Z całej jego gadaniny musiałam zapamiętać też, aby
nikomu nie mówić, że mam w sobie demony, bo na pewno, by to wykorzystał i
pewnie chciał mnie zabić. Postanowiłam też na razie oszczędzać siły i nic nie
mówić przynajmniej dopóki nie zdejmą mi tych kajdanek. A co do lidera to
postanowiłam udawać, że się mu podlizuje, aby mieć więcej swobody, nie robiąc
niczego co zostawiło by plamę na moim honorze, więc będzie to ciekawe zadanie.
Zeszliśmy po schodach w dół i skręciliśmy w pierwsze drzwi
po lewej. Widziałam tam osiem łóżek. Dwa były zajęte przez leżących na nich Kisame
i Itachiego, a na trzecim siedział Hidan. Był trochę poobijany, ale nie za bardzo,
więc jego chakra sama go leczyła, nawet jeśli on sam nie umiał tego robić.
Kakuzu sprawnie zaszywał największe rany Itachiego i widać było, że nie chce
używać chakry póki nie musi.
- Echem… przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mógłby mi
któryś z was zdjąć te przeklęte kajdanki.
- Nie złotko, najpierw musisz poprosić.
- Jak cię ładnie poproszę Hidan, to nie skończy się na
kopniaku w krocze, a obcięciu twych jąder i nie jestem żadnym złotkiem!
- Już się tak nie denerwuj kochaniutka.
- Hidan…
Śmiejąc się pod nosem podszedł do mnie z kluczem w ręku.
Byłam zmęczona i nie miałam siły na życzliwość. Byłam wściekła, bo zmęczona i
niezdolna do uleczenia się. Usiadłam na łóżku nieopodal. Zdjął mi kajdanki z
rąk i szyi ciągle się uśmiechając, a ja zanim pomyślałam przywaliłam mu z całej
siły w twarz z pięści aż odleciał kilka łóżek dalej.
- Ała… za co?
- Za kochaniutką.
Kisame mimo swojego stanu zaczął się śmiać pod nosem, a
Itachi i Kakuzu obrzucili mnie tylko taksującym spojrzeniem. Kakuzu nagle spojrzał
rozłoszczony, przeklął i podszedł do mnie. Nic nie robiłam wiedząc, że to
głównie on zajmuje się tutaj leczeniem. Dotknął delikatnie rękoma mojej szyi, a
ja mimowolnie syknęłam z bólu. Cały czas mnie bolała, to że jeszcze byłam
świadoma tego co się dzieje zawdzięczam dużej dawce adrenaliny, która ciągle
krąży w moich żyłach.
- Hidan! Ty idioto! Słyszałeś przecież Paina, że ma ona przybyć
tutaj żywa! Jej szyja i nadgarstki wyglądają jakbyś je potraktował co najmniej
trzysetką, a mówiłem, że maksymalnie masz ustawić to urządzenie na sto. Dać
pacanowi broń, a użyje jej jak zabawki nie myśląc o konsekwencjach.
- Ustawiłem tylko na dwieście.
- Kłamiesz. Przecież pokazywałeś mi to urządzenie chwaląc
się i pokazując, że to ty je włączyłeś.
- Na ile je ustawił?
- Nie mów mu!
- Dlaczego?
- Ty się jeszcze pytasz on mnie zabije jak mu powiesz!
- A ty mogłeś zabić mnie swoim zachowaniem.
- Ale nie zabiłem!
- No to on nie zabije ciebie. Po za tym z tego co kojarzę to
Ciebie nie da się zabić, bo jesteś nieśmiertelny.
- Tak, ale nie jestem odporny na ból.
- A myślisz, że ja jestem?
- Nie krzyczysz, więc aż tak Cię nie boli.
- A co by to zmieniło gdybym krzyczała? Jedynie zaczęło by
mnie gardło boleć jeszcze bardziej.
- Masz dziwny tok rozumowania.
- A ty w ogóle nie myślisz.
- Na ile to ustawiłeś. Więcej pytania nie powtórzę.
- Niech ona sama Ci powie
- Na ile to ustawił!
- Na pięćset.
Twarz Kakuzu po kolei zaczęła się robić najpierw blada jak
ze strachu, potem czerwona jak ze złości, a potem niemal fioletowa od hamowanej
wściekłości. Spojrzał jeszcze raz na mnie. Westchnął głośno i się uspokoił.
Syknął tylko do Hidana, że jeszcze się z nim policzy, za nie słuchanie jego
poleceń i zaczął tworzyć chakrę na dłoniach i zbliżać ją do mojej szyi, aby
mnie uleczyć. Złapałam go za nadgarstek i spojrzałam na niego z uśmiechem i
niemal wdzięcznie.
- Dziękuję, ale mogę teraz się sama uleczyć jak nie mam już
kajdanek, zajmij się Itachim i Kisame. Nie marnuj na mnie chakry, nie warto.
Kakuzo jeszcze nie pewny stał przy łóżku, ale ja tylko
położyłam się na nim Zamknęłam oczy i zaczęłam się uzdrawiać, wbrew logice
zaczynając od tych rzeczy najbardziej widocznych, zamiast tych robiących
najwięcej szkód. Po piętnastu minutach byłam jak nowo narodzona fizycznie, ale
zmęczona i głodna. Zużyłam tylko trochę mojej chakry pozbywając się wszystkich
ran, siniaków i obrażeń wewnętrznych. Poleżałam jeszcze jakieś pięć minut i
otworzyłam oczy. Kakuzu nadal stał nade mną tym razem zamyślony. Po chwili się
odezwał spokojnym i neutralnym głosem.
- Znasz medic-jutsu?
- Tak. Znam wszystkie techniki, ale nie wszystkie umiem
jeszcze użyć. Musiałabym je zobaczyć, by móc je użyć.
- Umiałabyś je zobaczyć na podstawię tego co robię?
- Nawet na podstawi twoich myśli jeśli byś na to pozwolił.
- Dobrze. Mam mało chakry po ostatniej misji. Zacznę
pokazywać wszystkie techniki medyczne jakie znam, a ty je zapamiętasz.
- Dobrze. Tylko daj mi rękę, nie chcę zużywać chakry na
pokonywanie odległości.
Kakuzu kiwnął tylko głową i dał mi swoją rękę. Aktywowałam ByakuSharingana i zamknęłam oczy. Nawet z
zamkniętymi oczami widziałam wszystko co się dzieje w koło mnie. Skupiłam się
na Kakuzie i zajrzałam w głąb jego głowy. Powiedziałam, że jestem gotowa i
zaczął w swojej głowie pokazywać mi różne jutsu w użyciu. Czyli na osobach
zranionych. Zazwyczaj tak mocno, że trudno było znaleźć człowieka w stercie
pociętego mięsa. Miałam wrażenie, że specjalnie pokazuje mi takie, a nie inne
obrazy. Jakby chciał mnie przetestować, ale robił to ledwo zauważalnie skupiając
się na pokazaniu mi jak największej ilości technik. Czułam lekki strach i obawy
osób siedzących w koło, ale nic nie powiedzieli. Patrzyli tylko na nas jak
trzymamy się za ręce z zamkniętymi oczami i minami jakbyśmy byli w transie. Po
dziesięciu minutach znałam już każde jutsu które on kiedykolwiek znał i
zaczęłam otwierać oczy. Puściłam jego rękę i poczułam się starsza o kolejne
dziesięć lat. Wczoraj czułam się lekko jakbym wciąż była dzieckiem. Jak nas
porwali czułam się dojrzałą nastolatką. Gdy przeszłam przez portal czułam się
dorosła. Teraz czuję się jakbym miała co najmniej trzydzieści, czterdzieści lat
i niejedną wojnę za sobą. Kiwnęłam mu głowo niemal z wdzięcznością, a on mi
odmachał niemal z szacunkiem. Podeszłam najpierw do Uchichy, bo wiedziałam, że
oberwał bardziej chociaż nigdy by się do tego nie przyznał. Wiedziałam też, że
jest mniej zdenerwowany i nie zacznie skakać po łóżku tylko dlatego, że chcę go
dotknąć. Stanęłam koło niego, zaczęłam kłaść swoją rękę na jego czoło, ale w
połowie drogi złapał moją dłoń.
- Co zamierzasz zrobić.
- Uleczyć Cię, bo Kakuzu ma za
mało chakry. Zużył prawie całą na swoją poprzednią misję.
- Ty też dużo zużyłaś.
- Można powiedzieć, że mam
niewyczerpane źródło, dzięki rodzicom i nie tylko.
- Dlaczego miałbym Ci zaufać?
- Bo jeśli tego nie zrobisz to
możesz zginąć. Przestań się bać i pozwól mi działać.
Itachi nic więcej nie powiedział
tym swoim lodowatym, obdartym z emocji głosem. Puścił moją dłoń i położyłam
swoją rękę na jego czole. Zamknęłam oczy i „weszłam” duchem w jego ciało.
Systematycznie zatrzymywałam się przy każdej złamanej kości, rozdartym narzędziu,
rozdarciu skóry i siniaku. Powoli i
bezboleśnie leczyłam całe jego ciało od góry w dół, aż nie znalazłam więcej obrażeń
i dałam małego „kopa” miejscu gdzie „wytwarzana” jest chakra, aby szybciej się
zregenerowała. Otworzyłam oczy i to samo zrobiłam z Kisame. Po chwili zmęczona
usiadłam na łóżku. Zużyłam całą moją chakrę i część chakr przyjaciół. Przy
pieczętowaniu zostawili mi własne małe źródła chakry, które też po pewnym
czasie się regenerują. Czyli jest to tak jakbym oprócz mojej chakry, miała kilkadziesiąt
małych źródełek, oraz oczywiście siłę od demonów. Odetchnęłam głęboko i
podeszłam do najbliższego lustra. Wyglądałam jak obraz nędzy i rozpaczy. Co
prawda miałam zdrowe ciało, ale jeden wielki kołtun na włosach i podarte w
połowie ciuchy. Zniesmaczona podniosłam moje ręce na ramiona i zaczęłam ciągnąć
swoje ręce w dół aż do samych nóg zmieniając całe moje ubranie. Stworzyłam
sobie całkowicie nowy strój. Nie wiem jak na to wpadłam. Pewnie to jeden z
darów był i gdy pomyślałam, że chcę nowe ubranie to zapaliła mi się lampka;
hej, dlaczego by nie? Problemem były tylko moje włosy. Dotknęłam ich i
wyobraziłam sobie, że są czyste i uczesane w kucyka. Z nimi było trudniej, ale
po chwili miałam już inne uczesanie. Przyjrzałam się sobie jeszcze raz i
stwierdziłam, że nawet ładnie wyglądam. Moje włosy w świetle lamp opadały od głowy wzdłuż pleców aż do zadka złocistymi
kaskadami. Miałam niebieską bluzkę z dekoltem, ale niezbyt dużym i odsłoniętymi
plecami. Jeansy i buty granatowe na lekkim koturnie. Największą uwagę
przyciągały jednak moje oczy, bo dalej miałam aktywowany ByakuSharingan.
Zamiast zwykłego głębokiego niebieskiego koloru, widać było czerwoną tęczówkę z
małym niebieskim kółkiem blisko źrenicy, trzema srebrnymi łezkami na tęczówce i
słabo widocznymi szarymi kreskami na białku wyglądającymi trochę jakby
powychodziły mi żyły. Wyłączyłam ByakuSharingan, uśmiechnęłam się niewinnym
wesołym uśmiechem i odwróciłam się do chłopaków.
- No to jak. Dobrze wyglądam?
- Heh. Może być. Zwłaszcza w
porównaniu z tym co przed chwilą miałaś na sobie.
- Dzięki za szczerość Kisame.
- On chciał powiedzieć, że pięknie
wyglądasz.
Odezwał się Itachi czym ściągnął
na siebie uwagę reszty. Zdziwieni wymienili między sobą spojrzenia, a on tylko
wzruszył ramionami i wstał z łóżka.
- Zaraz, zaraz. Przed chwilą byłeś
ledwo żywy nie wstawaj jeszcze, jakoś wytłumaczymy to Liderowi.
- Dobrze się czuję. Naprawdę.
Możesz sprawdzić jak nie wierzysz.
Kakuzu podszedł do Uchichy i
położył swoją dłoń na jego czole. Zamknął oczy i po chwili otworzył je i cofnął
się o krok zamyślony.
- Nie sądziłem, że uzdrowisz ich
całkowicie i doładowując ich przy okazji. Jakąś godzinę temu w końcu prawię Cię
zabili i gdyby nie oni to dalej siedziałabyś sobie na Ziemi.
- Dzięki za przypomnienie...
Zrobiłam to, bo przez najbliższy czas będę tutaj siedziała. Pain zaczął coś
bredzić o tym, że mam być nowym członkiem waszej organizacji i że dopiero gdy
udowodnię, że jestem godna zaufania to pozwoli mi stąd wyjść na misję i to
tylko z eskortą, ale nie rozumie on, że wcześniej czy później po prostu stąd
wyjdę nie pytając się o zgodę.
- Jeśli Ci to pomaga to wierz w to
dalej, ale on jest nieugięty i jeśli tak powiedział to znaczy, że zamierza do
tego doprowadzić.
- I mała rada mów o nim per Lider,
a nie Pain, bo może się rozzłościć.
Wzruszyłam tylko ramionami, a do sali
wszedł uśmiechnięty Tobi, oznajmiając wszem i wobec, że zebranie się zaczyna i
mamy się spotkać „tam gdzie zwykle”. Wszyscy wstali i żwawym krokiem poszli do
schodów, a ja poszłam za nimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz