- Co ty tutaj robisz?
- Nudzę się.
- Dlatego przechodzisz bez pukania przez ścianę do mnie?
- Nie. Przyszłam tutaj, bo chowam się przed Hidanem.
- Szczegóły.
- Nie wydasz mnie prawda?
- Nie.
- To skomplikowana sprawa.
- Słucham.
- Słyszałeś o tym zakazie długiego siedzenia w łazience ?
- Tak. Tylko do dziesięciu minut.
- No właśnie, a ja naginam zasady. Byłam tam właśnie
godzinkę. Po pół godzinie kąpieli Hidan zaczął się dobijać. Wykiwałam go
kilkoma klonami w efekcie Lider jest
pewny, że przez cały ten czas byłam u niego w pokoju i nie mogłam być w
łazience. Hidan dostał karę i do końca tygodnia zmywa naczynia, a jeśli odkryłby,
że wychodzę z łazienki to wezwał by Paina i nagadał mu, że to ja kłamałam.
- Oszukałaś jednocześnie Paina i Hidana?
- Tak. Mogę tutaj chwilę zostać?
- Dlaczego?
- Bo Hidan nie znalazł mnie w łazience i idzie zobaczyć czy
jestem w swoim pokoju. Aby Lider się nie połapał mój klon powinien być u niego
jeszcze przez jakieś pół godziny do tego czasu nie powinnam się na oczy
pokazywać jemu lub Hidanowi.
- Masz problem dziewczyno. Możesz tutaj zostać, ale mi nie
przeszkadzaj.
- Jasne. Po za tym ładniej Ci tak bez tej kukły.
Uśmiechnęłam się do niego wesoło i zaczęłam patrzeć na jego
ręce. Teraz Sasori był bez swojego Hiruko i tworzył coś nowego na swoim biurku.
Ich pokój miał taki sam rozmiar jak pokój mój i Itachiego z tym, że przy
wejściu po prawej stronie stały dwa biurka zajmując całą długość ściany, a po
lewej stronie szafa i łóżko. Pierwsze biurko należało do Deidary. Leżało na nim
pełno gliny i glinianych stworków. Drugie biurko było Sasoriego. Były na nim
poukładane różne kukły i miniaturowe rzeźby zwierząt i ludzi z drewna. Sasori
siedział właśnie przy swoim biurko i posługując się małym ni to nożem ni dłutem
wykańczał jakąś nową małą kukiełkę. Zajmował się teraz detalami w postaci
falbanek strojów, oczu, kształtu ust, nosa, uszu. Patrzyłam zafascynowana jak
on to robi. Po jakiś dziesięciu minutach skończył, a ja uśmiechnęłam się i odezwałam
się po raz pierwszy od moich słów patrząc ciągle na kukłę.
- Piękna jest. Mogę ją dotknąć?
Zmieszany Sasori dał mi ją do rąk, a ja delikatnie i niemal
z czcią zaczęłam obracać ją na wszystkie strony zauważając wszystkie detale.
Pomimo, że kukiełka była z drewna to była na tyle wyrównana, że nie było
sposobności by mogła wejść mi jakaś drzazga. Położyłam ją powoli na biurko i
westchnęłam .
- Szkoda, że ja tak nie potrafię.
- Próbowałaś kiedyś?
- Nie miałam nigdy okazji. Nie jestem dobra jeżeli chodzi o
sztukę. Głupiego obrazka nie umiem narysować co tu mówiąc o rzeźbieniu, a nigdy
nie znalazłam osoby, która miała by na tyle cierpliwości by mnie tego nauczyć.
- Jeżeli chcesz to… ja mógłbym Cię nauczyć.
Spojrzałam na niego zaskoczona jego propozycją. Nie
wiedziałam, że potrafi być aż tak miły i nie wiedziałam, że może chcieć mnie
tego nauczyć. Zdziwiona pokiwałam tylko głową, że tak. Sasori uśmiechnął się
krótko i odszedł szybko po krzesło od biurka Deidary. Podsunął mi je bym na nim
usiadła i sam usiadł koło mnie wyjmując wcześniej nieduży kawałek drewna, był w
kształcie prostopadłościanu, tak na oko miał koło dwudziestu centymetrów
wysokości, dziesięć szerokości i dziesięć długości.
- Co byś chciała wyrzeźbić?
- Nie wiem. Może cos łatwego?
- Jak zrobisz coś trudnego to potem dasz radę zrobić
wszystko. Jakie jest twoje ulubione zwierze?
- Chyba lew.
- No to zrobimy lwa. Wyobraź go sobie i opisz mi go.
Zamknęłam na chwilę oczy próbując wyobrazić sobie lwa.
Przekręcałam go na wszelkie możliwe sposoby aż w końcu wpadłam na to jak chcę
go przedstawić.
- To jest lew. Z wielką imponującą grzywą. Siedzi na ziemi
tak jakby na tylnych nogach, a dwie pierwsze ma proste i położone między swoimi
tylnymi. Ech… nie umiem opisywać. Najlepiej będzie jak Ci go pokaże.
Położyłam swoją dłoń na jego czole i pokazałam mu lwa,
którego sobie wyobraziłam.
Taki lew. W takiej pozycji.
- No to zaczynamy.
- Od czego?
- Od czego chcesz.
- To może od nóg.
W końcu zaczęło się rzeźbienie. Skupiałam się maksymalnie na
tym co chcę uzyskać. Za każdym razem Sasori cierpliwie mówił mi co mam robić, z
której strony mam się wkuć, gdzie mam ryć, gdzie mam używać takiego ciężkiego,
grubego noża, którego używało się głównie do pozbycia się dużych części drewna.
Gdzie mam używać czegoś w rodzaju małego dłuta do wyskrobania drobnych
elementów i nadania kształtu, oraz czegoś w rodzaju patyczka z papierem
ściernym na końcu do wygładzenia niektórych części. Praca szła nam bardzo
powoli, ale po godzinie miałam już swojego lewka. Odłożyłam gotową pracę na
biurko i zamknęłam na chwilę oczy. Rozkazałam mojemu klonowi wyjść już od Paina
i pójść zrobić obiad.
- Co byś zjadł na obiad?
- Musisz już iść zrobić?
- Wysłałam klona. Zrobi to za mnie. Chodzi tylko o to co
chcesz zjeść.
- Obojętne jest mi to.
- Oj już nie gadaj. Każdy ma czasem na coś ochotę.
- Jestem z drewna nie potrzebuję luksusów.
- To, że jesteś z drewna nie znaczy, że jesteś pustakiem.
Każdy chce czasami czegoś i co do tego nie ma wyjątków. Po prostu niektórzy o
tym nie myślą. Chcę Ci się choć tak odwdzięczyć. Nie robi mi różnicy co gotuję,
bo i tak robią to klony, a nie ja więc się nie przemęczę.
- Nie musisz mi dziękować. Miło spędziłem czas.
- To potraktuj to jako pomoc mi, bo nie mam pomysłu co
ugotować.
Sasori popatrzył na mnie chwilkę i się zamyślił. Myślałam,
że już mi nie odpowie, ale wtedy odezwał się do mnie trochę cieplejszym głosem.
- Mam ochotę na bigos. Jego smak przypomina mi dzieciństwo,
bo jest bardzo podobny go potrawy którą przyrządzała moja babcia, nie pamiętam
tylko co ona robiła, wiem tylko, że miało bardzo podobny smak i inny zapach.
- No to sprawa zakończona. Mogłabym jeszcze coś zrobić?
- Jasne. Pokaż tylko co.
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie maszerującą tygrysicę –
panią.
Po pół godzinie przerwaliśmy pracę, gdy do pokoju wszedł mój
klon z porcjami dla nas. W jadalni siedział tylko Hidan, Lider i Konan.
Zjedliśmy uśmiechając się do siebie. Kazałam klonowi odnieść talerze i
odwołałam go. Z powrotem wzięliśmy się do rzeźbienia i o szesnastej tygrysica
była gotowa. Zrobiłam też z jego pomocą
Lamparta - pana
Panią Panterę śnieżną
Małe lwiątko – dziewczynkę.
Potem stworzyłam klona by zrobił kanapki i przyniósł.
Zjedliśmy. Zrobiliśmy jeszcze małe tygrysiątko – chłopca.
Lamparciątko – dziewczynkę
I małą panterkę – chłopca.
Skończyliśmy o dwudziestej drugiej. Przy ostatnich pracach
nie musiał mi już nawet pomagać, bo robiłam je praktycznie samodzielnie.
Nauczył mnie rzeźbić i byłam teraz w stanie wyrzeźbić wszystko co tylko
chciałam.
- Nie mam już pomysłu na dziś, ale dużo tego zrobiliśmy.
Dziękuję za pomoc
- Nie ma za co. Praktycznie sama już to robiłaś. Masz
talent.
- Dziękuję. Szkoda tylko, że nie można ich pomalować.
- A dlaczego by nie. Można.
- Bo do tego nie mam talentu. Zawsze gdy udawało mi się już coś
stworzyć to kolorowaniem psułam to.
- Nie martw się pomogę Ci.
Sasori uśmiechnął się do mnie miło. Odkąd u niego jestem
jest to dla niego coraz łatwiejsze i wyjął z szafki z biurka swoje farby. Z
tego co mi powiedział zrobił je sam z odpowiednich roślin i proporcji. Miał tak
naprawdę pięć kolorów: czerwony, niebieski, żółty, biały i czarny. Resztę można
otrzymać poprzez mieszanie. Mieszałam na palecie odpowiednie kolory w
odpowiednich proporcjach o jakich mówił mi Sasori by uzyskać odpowiedni odcień
i malowałam moje małe rzeźby. Wszystkie dzikie koty zostały pomalowane do
północy. Pod koniec sama już wiedziałam, ile czego mam używać by uzyskać
odpowiednie odcienie i jakie pędzelki są do tego przydatne.
- Dziękuję Ci za wszystko.
- Więcej już raczej nie dam rady Cię nauczyć jeśli chodzi o
tworzenie. Jak tylko będziesz chciała to możesz korzystać z mojego drewna i
farb.
- Dziękuję. Sasori?
- Tak?
- A jakie jest twoje ulubione zwierze?
- Orzeł biały.
- Jak godło kraju z którego pochodzę.
- To godny i piękny ptak. Zauważam piękno w tym jak on
poluje i lata. Podziwiam tego ptaka.
- Aha. To dobranoc.
- Dobranoc.
Wróciłam do swojego pokoju. Ustawiłam swoje figurki na
biurku. Nastawiłam budzik na jedenastą i poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz