Ała… moja głowa, co się stało? Byłam
bardzo zdziwiona czemu mnie boli, oraz dlaczego jadę w jakimś pojeździe. Nie
otwierając jeszcze oczu zaczęłam analizować sytuację i wszystko sobie
przypomniałam. Porywacze, samochód, bliźniaki. No właśnie oni. Zuzka i Wojtek
rozpaczliwie gadają mi nad uchem, że mam się obudzić, bo zostaliśmy porwani, bo
się boją, bo nie wiedzą gdzie są. Co dziwniejsze był z nimi też Janek. Jest on moim
przyjacielem, a przynajmniej najbliższym tego odpowiednikiem. Dodatkowo jest
synem przyjaciółki mojej mamy. Lubiłam się z nim spotykać, ale nie zbyt często.
Miał szesnaście lat i był kompletnym maminsynkiem. Nic, kompletnie nic nie
robił dopóki mamusia mu nie pozwoliła. Więc jak on się tu znalazł? Postanowiłam działać. Przy najbliższym
ostrzejszym zakręcie podniosłam się do pozycji siedzącej, udając że wszystkiemu
jest winna fizyka i dyskretnie spojrzałam za okno. Byliśmy jeszcze w Warszawie,
ale już na granicy i jeszcze chwila i nie poznałabym okolicy. Zakodowałam sobie
w głowie gdzie jesteśmy i zaczęłam spod przymrużonych powiek przyglądać się
mojemu zegarkowi. To był mój prezent, który dostałam w zeszłe wakacje od wujka
z ameryki. Nie dość, że pokazywał godzinę, to jeszcze posiadał stoper,
krokomierz, prędkościomierz i kompas. Dla mnie najważniejsze były te dwa
ostatnie wskaźniki. Wyjęłam delikatnie długopis z kieszeni, który na wszelki
wypadek zawsze przy sobie miałam. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam palców Janka.
Dałam mu znak, aby był cicho i zaczęłam na jego wewnętrznej stronie dłoni
zapisywać informacje dotyczące powrotu. Najpierw napisałam do jakiego autobusu
mają wsiąść jak tu dojdą bądź dojadą. Potem ile czasu mają iść w danym kierunku
by tam dotrzeć. Jestem dobra z matematyki. Potrafiłam szybko przeliczać drogę
powrotu piechotą na podstawie mojego zegarka. Widziałam na przykład, że
jedziemy przez pięć minut z prędkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę na
północ, więc wiedząc, że z jaką średnią prędkością podróżuje człowiek to
maszerując w kierunku południowym dotrze na miejsce w takim i takim czasie, ale
nie będę teraz tego dokładniej opisywać. Udawałam, że dalej jestem
nieprzytomna, bo nawet tak mały element zaskoczenia może nam się przydać. Z
tyłu siedzieliśmy w czwórkę, a z przodu widziałam dwóch gości. Obydwaj byli
nieźle napakowani i wyglądali na nawet młodych. Maksymalnie mogli mieć
trzydzieści lat. Wyglądali także na zmęczonych życiem i bez drugiej połówki.
Ciekawa jestem czy jest ich więcej czy działają tylko w duecie.
Moje rozmyślania przerwały wyboje. Wjechaliśmy
do lasu po jakiejś mało używanej ścieżce. Zobaczyłam mały trochę zapuszczony
drewniany domek i przy nim się zatrzymaliśmy. Zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby
jeden z nich wyniósł mnie z samochodu. Uchyliłam trochę powiekę, ale nigdzie
nie dostrzegłam swojej torby, albo jest w bagażniku, albo została na przystanku
autobusowym. Bliźniaki strasznie się wyrywały, a Janek spokojnie szedł, bo
wierzył, że jakoś ich stąd wyciągnę. Dodatkowo teoretycznie znał drogę do domu.
Jak tyko stąd wyjdziemy to również powinnam dać radę wrócić. Mam dobrą
orientację w terenie i intuicję, więc jak przyjdzie co do czego to będę
potrafiła podążyć trasą, którą przybyliśmy.
Zanieśli mnie do domku i przywiązali do
jakiejś belki moje ręce i nogi z tyłu, tak, że klęczałam na podłodze, siedząc
na kolanach. Nogi w kostkach i ręce w nadgarstkach miałam związane, oraz to
wszystko przywiązane do belki. Bliźniaki i Janek mieli związane tylko ręce i
nogi, ale po pierwsze z przodu, a po drugie nie byli do niczego przywiązani.
Przy wiązaniu spięłam mocniej ręce i nogi, powodując, że węzły były deczko
luźniejsze. W momencie gdy przestali zwracać na mnie uwagę, zaczęłam
rozwiązywać je. Przydał się obóz
żeglarski, a to czego nie mogłam rozwiązać przepiłowywałam kluczem wyjętym z
tylnej kieszeni jeansów. Udało mi się uwolnić, ale dalej trzymałam linę na
rękach, aby myśleli, że jestem związana i czekałam na okazję, aby wyprowadzić
stąd wszystkich.
- Jesteś pewny, że to ona?
- Tak.
- Ej no nie wygłupiaj się. Nie
myślisz, że gdyby to była ona to już by się obudziła?
- Nie uważasz, że po prostu mogłeś ją
za mocno uderzyć?
- Nie no chyba nie myślisz, że ją
zabiłem Pe… lider by nas przecież zamordować. Szukamy jej w końcu od pięciu
lat.
Więc to chyba o mnie mówią. Ale po co
jestem im potrzebna? Kto niby jest ich liderem? I dlaczego szukają mnie już tak
długo? Mam nadzieję, że się pomylili i nie chodzi im o mnie. Chociaż gdyby to o
mnie chodziło to przynajmniej będę żyła, bo tak jak powiedzieli ich lider by
ich zabił. Ale kim oni w ogóle są?
- Uwolnijcie nas!
- Ty mała zamknij się nie masz tu wiele do
gadania. Porozmawiamy, gdy obudzi się wasza siostra, ona wygląda na najbardziej
kompetentną i przynajmniej nie wchodzi obcym do samochodu.
- Ale ja muszę iść do toalety i Wojtek
mówił, że on też. Chcesz mieć tutaj mokrą plamę?
Moja krew. Zuzka zaczęła kombinować,
szkoda tylko, że nie umie jeszcze modulować swoim głosem i twarzą. Na jej
twarzy jest niemal wypisane, że ona zamierza uciec. Ech… będę z nią musiała
popracować na tego typu przypadki. Przynajmniej odwróciła uwagę i Janek mógł
wyciągnąć scyzoryk z kieszeni. Zawahał się na chwilę i spojrzał na mnie. Niemal
niezauważalnie pokręciłam głową, żeby na razie tego nie robił. Schował go z
powrotem do kieszeni całkowicie mi ufając i uważając by nie starły mu się
napisy które miał na ręce. Zuzka dalej się awanturowała, że chce pójść do
toalety, ale porywacz widział, że ona kłamie. Wkurzył się na nią i wyciągnął
coś wyglądającego jak jakiś bicz. Uderzył w nią i po całym pomieszczeniu
rozległ się jej krzyk. Potem zamachnął się by uderzyć ją drugi raz, a ja
niewiele myśląc wstałam w ekspresowym tempie i stanęłam przed nią osłaniając ją
swoim ciałem. Bicz uderzył we mnie rozrywając mi kawałek bluzki. Zostawiając mi długą i szczypiącą ranę na
moich plecach. Odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam na niego z wściekłością
w oczach tak, że ze zdziwieniem opuścił rękę i cofnął się o krok.
- Jak ty tu się znalazłaś?
- Wstałam i przybiegłam.
- Nie kłóć się ze mną!
- Nie zamierzam. Dlaczego nas
porwaliście?
- Nie twój interes.
- Myślę, że mój. Dobrze by było
wiedzieć, dlaczego jesteśmy przetrzymywani.
- Chodzi o Ciebie. Prawdopodobnie
jesteś osobą której szukamy, od bardzo, bardzo dawna.
- Jeżeli chodzi o mnie to pozwólcie
odejść reszcie.
- Nie, bo wtedy mogliby wezwać pomoc.
- To po co ich porywaliście?
- Dla okupu. Szukamy pewnej dziewczyny, ty
pasujesz do opisu, resztę porywamy, aby finansowo się utrzymać i jako
ewentualną przynętę. W końcu i tak wszystkich zabijamy.
- Jak chcecie się przekonać czy to ja
jestem tą której szukacie?
- Pójdziesz z nami w pewne miejsce,
jeśli jesteś tą której szukamy to przeżyjesz.
- Gdzie mam z wami iść?
- Do lasu, tam znajdziemy to miejsce.
- Ile czasu nam to zajmie?
- Najmniej godzinę.
- Dobrze, pójdę, ale dajcie mi się
pożegnać z rodziną.
Oni nic nie powiedzieli, więc odwróciłam
się i przytuliłam do siebie Janka wkładając mu do tylniej kieszeni od spodni
mój zegarek i trochę kasy, by mieli jak stąd uciec. Później będę myślała jak
sama mam się wydostać. Łatwiej będzie mi myśleć gdy będę decydowała tylko za
siebie.
- Wstawaj możesz się pożegnać, ale nie
przytulać ich. To mogłoby im pomóc w ucieczce, a tego przecież nie chcemy.
Z westchnieniem wstałam i zaczęłam szybko
mówić do Janka w naszym „sekretnym” języku, którego nauczyła mnie moja mama.
Oprócz niej i Janka prawdopodobnie nikt go nie zna. Powiedziałam mu, że ma się
o mnie nie martwić. Że teraz to on ma się opiekować bliźniakami i wyciągnąć ich
z tego bagna, powiedziałam mu o pieniądzach, o kompasie i jak użyć ma wskazówek
które zostawiłam na jego ręce. Potwierdził
głową że wszystko rozumie. Odwróciłam się z powrotem do porywaczy, którzy stali
trochę źli i zdezorientowani. Znając życie nie wiedzieli nawet co powiedziałam
i dlatego byli wściekli, ale co tam. Wyprowadzili mnie z domku do lasu, a ja
pomimo, że powinnam się bać to byłam szczęśliwa, bo dawałam reszcie szansę na
powrót do normalnego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz